Droplock. Wypadający zamek
A cóż to za dziwo? Na czym polega jego wyjątkowość? I czy czasem, skoro wypada, nie istnieje obawa, że łatwo się go zgubi? Droplock… pozwól czytelniku, że na razie nie spolszczę tego terminu, może inni zrobią to lepiej… Droplock to konstrukcja zamka do myśliwskiej broni łamanej, opatentowana w 1897 r. przez firmę Westley Richards. Autorami tej strzelby są dwaj legendarni konstruktorzy myśliwskiej broni palnej – Leslie Taylor i John Deeley.
Dwadzieścia lat wcześniej dwaj konstruktorzy pracujący dla Westleya – William Anson i John Deeley wzbogacili świat o konstrukcję „boxlock” – wszystkie mechanizmy zamka, włącznie z kurkiem, schowali we wnętrzu baskili, jak w pudełku (box). Jakiś czas potem Leslie Taylor wraz z Johnem Deeleyem zaczęli zastanawiać się, jak ukryć widoczne na zewnątrz bryły baskili piny, mocujące do jej boków elementy mechanizmów zamka, które Taylor uważał za nieestetyczne, a szczerze powiedziawszy, obrzydliwie wystające na zewnątrz. Nie mówiąc już o otworach osłabiających ściany baskili…
Pomysł rozwiązania tego dylematu okazał się genialny w swojej prostocie i rewolucjonizujący konstrukcję broni: elementy mechanizmów zamka, przymocowane do tej pory do ściany baskili, zostały przeniesione na dwie osobne płytki. Można powiedzieć przewrotnie, że w stosunku do swojej poprzedniczki ta konstrukcja przenosiła „na zewnątrz w środku” ruchome elementy zamków. Teraz tylko te dwie płytki z mechanizmami zostały umieszczone wewnątrz baskili poprzez jej spodni otwór, zamykany osobną płytką. Ten brak mocowania do ścianek bocznych baskili umożliwia natychmiastowe i praktycznie bez narzędzi wyjęcie mechanizmów celem ich naprawy lub wyczyszczenia. Praktyczne korzyści takiego rozwiązania opisuje już szczegółowo wspomniany patent z 1897 r. Przez kolejną dekadę Westley Richards udoskonalał wynalazek i łączył go z innymi znaczącymi swoimi patentami, jak np. zatrzask czółenka autorstwa Deeleya i Edge’a z 1873 r., eżektor Deeleya z 1884 r. czy selektywny pojedynczy spust z 1901 r. W 1908 r. Taylor opatentował zwisającą spodnią klapkę baskili, co stanowiło zabezpieczenie przed jej ewentualnym zgubieniem podczas wyjmowania zamków. Rok później opatentował swój udoskonalony spust pojedynczy i tak pojawił się droplock w postaci dzisiejszej.
Bez względu na to, czy był on dziełem przypadku, jak sugerują niektórzy, czy też dziełem zamierzonym, stał się wraz z zamkiem Anson & Deeley przejawem geniuszu konstruktorów. W swoich najlepszych czasach, przełomu XIX i XX wieku, brytyjskie rusznikarstwo stworzyło całą gamę znakomitych myśliwskich broni. Najbardziej znaczące są produkowane do dzisiaj. Ale jako samoistne rozwiązanie droplock sprawdził się zarówno w broni śrutowej, jak i kulowej, dowodząc swojej uniwersalności. Działa we wszystkich kalibrach od .410-ki po masywne ekspresy .700/.500. Jako mechanizm stworzony do ciężkiej pracy spełnia cztery podstawowe kryteria: jest prosty, jest niezawodny, jest silny i jest łatwy w serwisowaniu.
Każdy droplock składa się tylko z pięciu elementów, podczas gdy inne rozwiązania z ośmiu i więcej. Wszystkie elementy są zwarte, rzekłbym krzepkie, nie ma tu małych sprężynek lub części obrotowych. Jak to określił Henry Sharp w swojej słynnej książce z 1906 r. „Nowoczesne rusznikarstwo”: Tu nie ma jednej części za dużo, ani jednej za mało. System ten w połączeniu z kluczem do otwierania broni patentu Westleya zwanym „głowa lalki” (doll-head) w wariancie „C”, czyli z dodatkowym wcięciem, pozwala na zbudowanie broni szczególnie mocno zamkniętej, a zatem bezpiecznej. Ma to kapitalne znaczenie przy tak zwanych afrykańskich kalibrach, używanych do polowania na grubą niebezpieczną zwierzynę. Nie bez powodu broń ta jest uważana na świecie za najlepszą, najpewniejszą i najbezpieczniejszą. Jej niezawodność przekłada się na bezawaryjne i bezwypadkowe użytkowanie, ale jest też przede wszystkim gwarancją życia strzelca. Jak komentuje Anthony Alborough-Tregear, dyrektor zarządzający firmy: Ona ma pracować, być używana. Ma pracować i pracować cały czas i w każdym wymaganym momencie.
W buszu szczelność baskili jest gwarancją niezawodności broni. Ale w momencie, gdy przytrafi się jednak coś niespodziewanego, wyjęcie zamków jest kwestią chwili. Wystarczy nacisnąć guzik, otworzyć dolną klapkę i wyjąć zamki za pomocą kciuka, a następnie wymienić na zapasowe, które firma zawsze załącza w komplecie ze sprzedawaną bronią. Anthony przytacza opowieść klienta, który zanurzył przypadkowo całą broń w rzece. Po wyciągnięciu z wody, od ręki wyjął zamki, wytarł, przez chwilę suszył je na słońcu, nasmarował i po kwadransie broń była gotowa do użycia. Pamiętam też dyskusję na blogu firmy, kiedy ktoś zastanawiał się, po co mu w ogóle zamki zapasowe… On używa strzelby Westleya z lat dwudziestych ubiegłego wieku i cały czas pracują te same zamki, zaś zapasowe pokrywa kurz na półce.
Współczesny droplock jest prawie nie do odróżnienia od tego z 1909 r. Zmiany są minimalne. Dzisiaj Westley Richards robi swoje droplocki troszkę grubsze niż kiedyś. Dzięki temu są mocniejsze, a dodatkowo uzyskują atrakcyjniejsze zakrzywienia baskil, szczególnie tych dolnych. Początek XXI wieku przyniósł nowinki metalurgiczne, dające stal lepszą od wiktoriańskiej, co przekłada się na dalszy wzrost wytrzymałości baskili. Dla pełnego zrozumienia wyjątkowości tej broni musimy zwrócić uwagę na proporcje i skalę brył baskil. Perfekcja ich obu jest swoistą obsesją firmy. Obie są ściśle ze sobą powiązane, ale nie są tym samym. Proporcja nadaje piękno kształtom. Odpowiednia skala nie tylko pozwala uzyskać wagę i balans najlepsze dla danego kalibru, ale ma też znaczenie dla niezawodności broni.
Małokalibrowe strzelby cieszą się dzisiaj dużym wzięciem i wygląda na to, że ich popularność będzie rosła. Producenci muszą jednak włożyć więcej trudu, by uczynić je niezawodnymi. Zmniejszenie wymiarów przekłada się na lżejsze kurki, bardziej zwarte sprężyny, subtelnie zmienia się geometria napinania i zwalniania mechanizmów. Wszystko to trzeba wyłapać i odpowiednio opracować. Mniejsze elementy są trudniejsze w obróbce mechanicznej. Niemniej współcześnie firma może perfekcyjnie stworzyć broń w każdym wymaganym kalibrze od .410 (odpowiednik kalibru 32) po wiercenie 4. Nawiasem mówiąc, tak dla porównania, my w Polsce nie używamy kalibru grubszego od 12. Miałem w ręku kaliber 8 i 6 i to już były rusznice ppanc. Od późnych lat 80. ubiegłego wieku, kiedy droplock zaczął przeżywać swój renesans, Westley Richards, wracając do jego regularnej produkcji, w pełni wykorzystuje swój potencjał maszyn numerycznych zgromadzony w Westley Engineering, wytwarzającym bardzo precyzyjne części mechaniczne. Komputery pomagają kontrolować dokładność skalowania i jakości powierzchni danego elementu.
Tak przygotowany trafia w ręce rusznikarzy, którzy nie tylko go montują, ale ręcznie nadają ostateczny szlif i zespalają wszystko w perfekcyjną całość. W 2016 r. Dawid Brown z Red River w Północnym Teksasie, poważany w Stanach strzelec wyczynowy i kolekcjoner brytyjskiej broni, zakupił w Westleyu strzelbę kalibru .410. o wadze 2,4 kg z 71-centymetrowymi lufami i wymiennymi czokami Teague. Po pierwszym sezonie stwierdził: 5000 sztuk amunicji i absolutnie jakichkolwiek dysfunkcji. Spusty tak świeże jak pierwszego dnia. To cudowna zabawka do strzelania. Tymczasem w Afryce, gdzie królują wielkie kalibry, jeden z klientów Westleya położył z ekspresu droplocka .500 NE, niemal u swych stóp, szarżującego bawoła. Kiedy ochłonął, zadzwonił do firmy i wykrzyknął: Długiego życia WR!
zdjęcia: Westley Richards & Co. Ltd udostępnione dla Jacek Seniów