Pilnowanie upraw może być niezgodne z prawem, a nawet karalne.
Pilnowanie upraw rolnych w społeczności myśliwych stanowi kwestię oczywistą, a wręcz nieformalny obowiązek. Wątek ten pojawia się nawet w dyskusjach z przeciwnikami myśliwych jako podstawowy element zasadności funkcjonowania łowiectwa i myśliwych. Skoro pilnowanie upraw przed zwierzyną ma tak ogromne znaczenie dla rolnictwa, to dlaczego nikt nie zadbał o sformalizowanie tej kwestii w drodze ustawy?
Potrzeba chwili i brak pomysłów
Wraz ze stałym przyrostem populacji dzików i jeleni w Polsce wzrosła ilość szkód łowieckich, z którymi mierzą się głównie koła łowieckie. Rosnące kwoty odszkodowań w połączeniu z hermetycznością kół łowieckich sprzyjały wymyślaniu najdziwniejszych uchwał, do których można zaliczyć chociażby obowiązek pilnowania upraw narażonych na szkody łowieckie w drodze polowań. Chyba wszyscy się zgodzą z tym, że jeśli nie ma chętnych do polowania w danym kole i trzeba członków zmuszać, to raczej nie jest to normalna sytuacja. Idea na pozór słuszna, jednak w formie obowiązku kompletnie niezgodna z prawem łowieckim jak i statutem PZŁ. Polowanie bowiem od zawsze było prawem myśliwego, a nie obowiązkiem, zaś na pilnowanie upraw bez broni raczej nie byłoby chętnych. Proceder ten jednak kwitł przez lata i w zasadzie do 2018 prawa myśliwych nikogo nie interesowały. Niestety dziwne praktyki pozostają do dziś.
Pilnowanie upraw rolnych może być niezgodne z prawem, a nawet karalne
Aktualnie znaczący udział w szkodach łowieckich mają jelenie i sarny. Jak większość zwierząt łownych również ich aktywność na uprawach rolnych przypada w porze nocnej. Warto przypomnieć, iż archaiczne przepisy prawa łowieckiego zabraniają myśliwym polować na zwierzynę płową w nocy. W przypadku zaobserwowania chmary jeleni godzinę po zachodzie słońca na uprawie parzenicy czy rzepaku, myśliwy powinien bezszelestnie oddalić się z miejsca wykonywania polowania, aby przypadkiem nie spłoszyć żerującej zwierzyny. Artykuł 9 ust 1 pkt 2 ustawy Prawo łowieckie zabrania bowiem płoszenia zwierzyny, za wyjątkiem wykonywanie polowania. To jednak zostało zdefiniowane w ustawie i nie daje możliwości strzelania w ziemię czy innej dyspensy na płoszenie zwierzyny. Istnieje formalna ścieżka uzyskania odstępstwa od w/w zakazu poprzez uzyskanie zgody Marszałka województwa, po zasięgnięciu opinii Polskiego Związku Łowieckiego. Przepis ten jednak w ustawie Prawo łowieckie pasuje jak pięść do nosa.
Zarówno terminu jak i miejsca występowania szkód łowieckich nie da się zaplanować, a upilnowanie uprawy szczególnie po zasiewie wymaga podejmowania szybkich działań z dnia na dzień, a nie kolekcjonowania urzędowych dokumentów. Problem ten jednak w najmniejszym stopniu dotyka myśliwych. Powód do zmartwień powinni mieć głównie rolnicy. Zakaz płoszenia zwierzyny stawia bowiem pod znakiem zapytania stosowanie takich urządzeń, jak sznury hukowe bez zgody Marszałka województwa. Najwyraźniej w Polsce ważniejszą sprawą było ograniczenie uczestnictwa osób niepełnoletnich w polowaniach, niż zapewnienie optymalnych przepisów dla ochrony upraw rolnych.
Przymusowy wolontariat
Niedawno pewien myśliwy w jednej dyskusji na Fb stwierdził, że
– „Łowiectwo (bo nie tylko polowanie) to nie jest otwieranie klasera ze znaczkami wtedy kiedy ma się na to ochotę. Tak się nie da uprawiać łowiectwa. Czy jest ochota czy jej nie ma czasami trzeba jechać pilnować upraw. Łowiectwo to często ciężka praca.”
Czy zna ktoś jakąkolwiek inną dziedzinę w naszym kraju, gdzie ludzie za darmo pilnują czyjegoś mienia? Dlaczego zatem wciąż funkcjonuje przekonanie, że jedynym strażnikiem upraw rolnych są myśliwi, którzy na dodatek powinni to robić za darmo? Absolutnie nie kwestionuje istoty takich działań, jednak nie uważam, aby powinny one być powszechną praktyką w formie nakazu. To, że ustawa Prawo łowieckie nie nakłada na właścicieli upraw choćby podstawowych obowiązków związanych z zabezpieczaniem swoich plonów przed szkodami łowieckimi nie oznacza, że leży to kompetencjach myśliwych. Oczekiwanie, że ktoś będzie angażował się w pilnowanie czyjegoś interesu za darmo jest niepoważne, a wręcz nieludzkie. Jeśli ktoś biznes swojego gospodarstwa chce opierać na dobrej woli i zaangażowaniu hobbystów, to podejmuje pewne ryzyko. Jeśli natomiast ktoś coś robi za darmo lub z przymusu, to z dużym prawdopodobieństwem będzie to robił na odp…
Trzeba pomagać…
Mój rozmówca z wcześniejszej konwersacji zadał mi takie pytanie:
– „Jeśli do koła łowieckiego w którym jest Pan członkiem zgłoszą się rolnicy by im pomóc w rozwiązaniu problemów ze szkodami to też im Pan odpowie……..jak będę miał dobrą wolę to wam popilnuję pól, ja nic nie muszę?”
Oczywiście, że tak, ponieważ łowiectwo jest tylko moim hobby, którego nie stawiam wyżej niż rodzinę czy pracę. Myśliwi i tak pomagają innym jak mało kto. Pomaganie samo w sobie nie ma jednak nic wspólnego z obowiązkami. Jest to niesienie bezinteresownej pomocy potrzebującym na miarę swoich środków i możliwości. Myśliwi to przede wszystkim zwykli ludzie mający pracę, rodzinę, a także swoje własne problemy chociażby zdrowotne. Nie można bezdusznie ingerować w czyjeś życie poprzez próby naginania prawa i na dodatek oczekiwać od kogokolwiek darmowej pracy. Skąd się zatem wzięło przekonanie, że od pilnowania pól – czyjegoś interesu są właśnie myśliwi, a nie chociażby właściciele upraw. Mają zdecydowanie większy interes w tym. Dlaczego nie słyszy się o pomaganiu kołom łowieckim w nieodpłatnym budowaniu ambon, zakładaniu pasów zaporowych, dostarczaniu karmy do paśników i podsypów?
Prawidłowa gospodarka łowiecka wymaga dobrej współpracy myśliwych i rolników. Powinna ona odbywać się jednak z szacunkiem i zrozumieniem dla pracy każdej ze stron. Nie można bowiem przyjmować, że wykonywanie polowania nic myśliwego nie kosztuje. Jest ono bez wątpienia wykonywane z przyjemnością dla każdego myśliwego, jednak wówczas, kiedy nie jest ubrane w wymóg bezwarunkowego obowiązku.