Przechytrzyć rudego, czyli kilka słów o wabikach na lisy
O polowaniu na lisy podczas cieczki zostało powiedziane i napisane dużo, wręcz bardzo dużo. Obszerną wiedzę znajdziemy zarówno w literaturze jak i cyberprzestrzeni, gdzie można posiłkować się wiedzą autorytetów z zakresu wabienia rudych drapieżników. Kierując się jednak internetową zasadą „nie wiem ale się wypowiem” dorzucę i ja swoje trzy grosze!
Tak naprawdę styczniowe łowy na lisa należą do jednych z moich ulubionych. Może do autorytetu mi jeszcze daleko jednak przez kilka sezonów udało mi się upolować kilkadziesiąt przecher. A że nigdy nie byłem osobą samolubną, postaram się podzielić swoją wiedzą z potencjalnym czytelnikiem.
Od czego by tu zacząć? Od biologii rzecz jasna, żeby nasze działania miały sens. Samo polowanie ma wiele ważnych aspektów – wybór miejsca, ubranie, dobór broni, amunicji, wreszcie wabiki… Sam zacząłem polować na lisy z wchodzącym na polski rynek Predatorem z różnym skutkiem. Raz się udało, dwa razy nie. Po dwóch sezonach kupiłem książkę „Z wabikiem na lisa” S. Kropaczewskiego i wciąż uważam, że ta pozycja jest absolutną biblią dla zaczynających przygodę z wabieniem. Co prawda od momentu publikacji zmieniły się dostępne, szeroko rozumiane akcesoria myśliwskie, jednak warto zapoznać się ze schematami poruszania się tytułowego drapieżnika, które są bardzo szczegółowo opisane i rozrysowane. Zrozumienie ich jest według mnie kluczem do wyboru odpowiednich miejsc wabienia. Ale nie powiem nic więcej, by zachęcić do samodzielnej lektury.
Biologia
Wraz z wzrostem populacji lisa w Polsce obserwujemy na przestrzeni lat spadek liczebności zwierzyny drobnej. Zdaniem wielu autorytetów w zakresie ochrony przyrody, duża liczebność lisów wraz z jastrzębiami, oraz krukowatymi stanowią istotne zagrożenie dla takich gatunków jak zając, bażant i kuropatwa. Pożywienie lisa stanowią owoce, owady, ptaki, padlina i drobne gryzonie. W zasadzie to naturalna baza pokarmowa kształtuje liczebność populacji. Z relacji moich kolegów ze stref czerwonych ASF wynika również, iż ilość padłych dzików i dostęp do dużej ilości padliny miały również wpływ na zwiększenie liczebności lisów. Przechera potrafi również upolować zająca, kurę domową, a nawet koźle sarny.
Jeszcze w latach 70-tych zagęszczenie lisa szacowane było na poziomie 3szt na 1000ha, zaś obecnie liczba ta jest co najmniej dwu lub kilku krotnie większa. Lis w naszych warunkach w zasadzie nie ma naturalnych wrogów, a o jego przegęszczeniu świadczyć mogą chociażby upadki w wyniki kolizji drogowych. Chcąc więc zachować rodzimą faunę należy intensywnie polować na lisy, nie mniej z głową. Moja aktywność w polowaniach na lisy zaczęła się od policzenia nor, a pierwsze efekty z tych polowań widoczne były po 2-3 latach w postaci większej ilości zwierzyny drobnej.
Łowisko
Znajomość łowiska będzie więc pierwszym aspektem, który poruszę. Lis jest gatunkiem powszechnie występującym na terenie całego naszego kraju co nie zmienia faktu, że dobrze jest wiedzieć jakimi ścieżkami w danym łowisku się porusza. Dużym ułatwieniem jest pokrywa śnieżna, która jak czysta kartka zapamiętuje ścieżki sznurujących rudzielców. Zdaję sobie jednak sprawę, że z perspektywy ostatnich kilku zim, ponowa to jedynie pobożne życzenie. Niemniej warto podczas wszelakich spacerów, podchodów czy inny wycieczek zapamiętywać gdzie widziało się tropy lisów, ponieważ ich bliskość na pewno podniesie szanse na łowiecki sukces. Znajomość łowiska to także bezpieczeństwo, świadomość w którą stronę i na jaki dystans można oddać strzał jest absolutną podstawą.
Wabiki
Co do samych wabików, to ciężko o złoty środek który sprawdzi się na każdej przestrzeni. Kilka lat temu absolutnym hitem był wchodzący na rynek wspomniany wcześniej Predator. Z biegiem czasu nie tylko ja zauważyłem, że jego ogólna dostępność sprawiła, że w wielu łowiskach bardziej pełni funkcję straszaka, niż wabika. Pokusiłbym się nawet o sformułowanie, że nieumiejętne wabienie mocniej manieruje, lisa niż spudłowany strzał. Dlatego najistotniejsze wnioski wyciągniemy poprzez praktykę. W moich łowiskach ograniczam się do trzech, może czterech wabików. Numer jeden to kniazienie Bilika, którego używam z reguły jako pierwszego. Nie jest zbyt głośny i z reguły jeśli zainteresuje nim lisa, to jest w zasięgu wzroku bardzo szybko. Są to przeważnie rudzielce, które kręciły się w promieniu 500 metrów od mojego stanowiska. Dlatego też nie wykonuje nim pełnej pieśni mordowanego szaraka, by za szybko nie wskazać miejsca, w którym jestem. Najczęściej trwa ona 5-6 sekund. Długa pieśń stwarza nam również możliwość jej sfałszowania, co może być przez lisa rozpoznane. Dlatego wabię bardzo krótko, by zachęcić znajdującego się stosunkowo blisko przecherę do aktywnego poszukiwania miejsca zajęczej zbrodni i jedynie zaznaczyć w którym kierunku ma szukać. Jeśli po dłuższym czasie nie ma efektu to uznaję, że lisa w pobliżu nie było i na plac boju wchodzi wabik numer dwa- Double Jackrabbit od amerykańskiego Primosa. Brzmi dużo głośniej od Bilika i ma dużo większy zasięg. Imituje kniazienie jednak z efektem echo (dodatkowo zauważyłem, że można nim także naśladować intensywne żerowanie kruków na padlinie). Bywa, że i ten nie daje od razu efektu, dlatego powtarzam wabienie i jeśli nie widzę aktywności, to zmieniam łowisko.
Często zdarza się, że w apogeum cieczki lisy zaangażowane w miłość lekceważą jakiekolwiek możliwości zdobycia pokarmu. Wówczas próbuję swoich sił imitując skolenie liszki za pomocą Nordix Fox Heat. Tu jednak zaznaczę, że warto poszukać nagrań z autentycznym odgłosem, albo wsłuchać się w knieję w trakcie lisich godów, bowiem autentyczne skolenie samicy nijak się ma do instrukcji dołączonej do wabika. Podczas zasiadek zdarza się zauważyć akurat przechodzącego w zasięgu wzroku drapieżnika. Wtedy w ruch idzie myszka także od Bilika, którą troszkę przez przypadek zmodyfikowałem. Swego czasu zamówiłem dwa wabiki, pisk kozy do którego dołączony był gumowy mieszek i właśnie pisk myszy. Z ciekawości założyłem gumowy mieszek na myszkę i zauważyłem, że wabiąc ręką jestem w stanie uzyskać dużo większą intensywność dźwięku, niż wabiąc za pomocą ust. Po drobnej przeróbce mieszek został na niej stałe. Wabik ten sprawdza się także świetnie zaraz po żniwach podczas polowań na rżyskach.
Broń
Jeśli chodzi o broń, to zostawiam tu kwestię własnych indywidualnych preferencji. Znajdą się zwolennicy zarówno varmintów w kalibrach 222 i 223, jak i przedstawiciele ortodoksyjnej szkoły strzelania tylko śrutem. Osobiście używam kniejówki z lunetą 3-9×50, co stwarza możliwość pewnego kompromisu. Do samego strzału korzystam z krotności x4 pozwalającej szybko złapać cel w krzyżu gdy ten niespodziewanie pojawi się pod nogami. W przypadku doboru amunicji kulowej korzystam ze zwykłego myśliwskiego półpłaszcza. Dobierając śrut zachęcam do wcześniejszych testów pokrycia i siły przebicia, które można niskim kosztem przeprowadzić na każdej strzelnicy za pomocą dużej tarczy oraz różnej grubości płyty OSB, czy zwykłej ryzy papieru do drukarki. Aspektem wartym poruszenia będzie nasz ubiór.
Absolutnym priorytetem powinno być dobranie stroju ciepłego, umożliwiającego komfortowe warunki polowania podczas mrozu, oraz bezszelestnego. Zdarzyło mi się niejednokrotnie zniechęcić lisa przez drobne szurnięcie, czy stuknięcie. Nie bez znaczenia będzie kolorystyka, zwłaszcza podczas wabienia z ziemi. Warto także zaopatrzyć się w jakiś organizer na wabiki typu smycz na klucze, bowiem grzebanie po kieszeniach podczas wabienia także potrafi przynieść negatywny skutek. Uzupełnieniem całości winna być lornetka oferująca jak najszersze pole widzenia.
Z szacunkiem do lisa
No i na koniec rzecz kluczowa i warta przypomnienia szczególnie myśliwym z krótkim stażem. Lis jest zwierzęciem łownym i należy mu okazywać szacunek również po strzale. Nazywanie go szkodnikiem i polowanie na niego z bez uwzględnienia wskaźnika jego zagęszczenia jest niegodne myśliwego. Poza niekwestionowanym wpływem na liczebność populacji zwierzyny drobnej, lis pełni również istotną rolę w przyrodzie.