Przemilczane fakty ze strzelaniny w Magdalence

Przemilczane fakty ze strzelaniny w Magdalence

O kulisy akcji zatrzymania Igora Pikusa i Roberta Cieślaka w Magdalence zapytaliśmy Andrzeja Kawczyńskiego- ówczesnego zastępcę naczelnika wydziału ds. walki z terrorem kryminalnym w KSP w Warszawie, uczestnika i współorganizatora akcji.  

MB: O strzelaninie w Magdalence powiedziano już niby wszystko, a w opinii społeczeństwa akcja zakończyła się porażką Policji. Śledziłem doniesienia mediów od samego początku i w zasadzie na kierownictwo akcji media wydały wyrok w ciągu kilku dni. Czy z perspektywy czasu można było faktycznie tą akcję przeprowadzić inaczej i uniknąć ofiar? 

Andrzej Kawczyński: Akcja w Magdalence była absolutnie bezprecedensowa. Ciężko ją porównać również do jakiejkolwiek innej akcji policyjnej w całej Europie. Nie sądzę, aby zarówno w tamtych warunkach, jak i obecnie można było opracować 100% bezpieczny wariant dla tego typu sytuacji. Zginęło dwóch wyszkolonych funkcjonariuszy, a to ogromna strata zarówno dla rodzin, jak i całej Policji. Magdalenka nie tylko zrujnowała życie rodzinom ofiar, ale również osobom z kierownictwa, które przez wiele lat dochodziły swojej niewinności w sądach. Od początku priorytetem było znalezienie nowych winnych, ponieważ odpowiedzialni za śmierci naszych kolegów Igor Pikus i Robert Cieślak zginęli. To oni podłożyli ładunek wybuchowy, od którego w wyniku odniesionych ran zginęli policjanci. O ile media chętnie zarzucały rzekome błędy w przygotowaniu akcji, to już niestety nie interesowały ich opinie ekspertów, lub osób bezpośrednio zaangażowanych w sprawę.  

Główny zarzut jaki stawiany był kierownictwu, to pośpiech i brak przeprowadzenia szczegółowego rozpoznania. Jak było naprawdę? 

Po strzelaninie w Parolach sama opinia społeczna oczekiwała ukarania winnych śmierci policjanta Mirka Żaka. Sytuacja, w której bandyci bezkarnie strzelają do policji była nie tylko sprawą honorową, ale również paraliżowała poczucie bezpieczeństwa wśród obywateli. Po akcji w Parolach cała grupa “mutantów” praktycznie zerwała ze sobą kontakt, nie mniej zatrzymywaliśmy ich jednego po drugim. Zatrzymanie na mieście Cieślaka i Pikusa wiązało się z ryzykiem, ponieważ było podejrzenie, że nie ruszali się się z domu bez broni, a nawet granatów. Nie można było zmarnować okazji do ich zatrzymania w jednym miejscu, tym bardziej, że było to z dala od licznych skupisk ludzi. Rozpoznanie było bardzo trudne. Na posesji biegały psy, które szczekały jak tylko ktoś podchodził do ogrodzenia, a dodatkowo w nocy zapalały się lampy na fotokomórki. Dom był usytuowany na końcu osiedla pod lasem i rzucał się w oczy każdy ruch, zarówno pieszych, jak i samochodów. Topografia budynku została więc sporządzona w ruchu przez szybę naszego samochodu operacyjnego, stąd pomylono drzwi wejściowe z drzwiami garażowymi. Dodatkowo podczas rozpoznania nasza obserwacja budynku została zdekonspirowana przez jednego z mieszkańców osiedla, którego pies przypadkowo odkrył ukrytych w lesie funkcjonariuszy. Całe rozpoznanie zamknęło się w ciągu 24 godzin i po ustaleniu obecności dwóch poszukiwanych podjęto decyzje o ich zatrzymaniu na posesji w późnych godzinach nocnych. 

Wielokrotnie podnoszono aspekt możliwości przecieku odnośnie planowanej akcji. Ile było w tym prawdy? 

Zatrzymanie Cieślaka nie było sprawą prostą, ponieważ udawało mu się wymknąć nawet z pościgu z użyciem helikoptera. Dziwnym zbiegiem okoliczności udało mu się zbiec z poszukiwanej taksówki dosłownie chwilę po wylocie policyjnego śmigłowca. Nie sposób więc było odrzucić tezę, że mógł mieć swojego kreta również w Policji. Scenariusz jawnego przecieku o dacie szturmu z naszych struktur był jednak mało prawdopodobny, ponieważ ograniczyliśmy komunikację o akcji do ścisłej grupy zaangażowanych osób i dodatkowo czas podejmowanych decyzji miał uniemożliwić łatwe przemieszczenie się poszukiwanych. 

sejfy.pl

Czy zatem oddział antyterrorystyczny, oraz biorący udział inni policjanci zostali dobrze zapoznani z profilem zatrzymywanych? 

Od początku zakładano, że każdy z członków grupy mutantów może być uzbrojony i niebezpieczny. Znaliśmy również historię przebiegu służby Igora Pikusa w rosyjskich jednostkach specjalnych. To było jednak za mało, aby zakładać scenariusz zabezpieczenia posesji improwizowanymi ładunkami wybuchowymi ukrytymi w donicach przy drzwiach wejściowych. Notabene do wybuchu jednego nie doszło tylko dlatego, że przestępców ktoś najzwyczajniej oszukał i sprzedał im zwykłą plastelinę. Nie bez znaczenia było również zaplanowanie szturmu w późnych godzinach nocnych, aby maksymalnie zminimalizować ryzyko niebezpieczeństwa dla osób postronnych. Zakładaliśmy również, że może nastąpić kontakt ogniowy, stąd do Cieślika i Pikusa wysłano niemalże wszystkie dostępne zespoły bojowe. Dodatkowo mój wydział zabezpieczał pierścieniem miejsce akcji. Przestępcy byli dobrze znani i wiedzieliśmy, że byli uzbrojeni zarówno w broń zwykłą jak i granaty. Nikt natomiast nie mógł przewidzieć, że na posesji znajdują się bomby- pułapki, które zostały tam zainstalowane najprawdopodobniej dużo wcześniej, niż zostały podjęte jakiekolwiek działania.  

Jeśli akcja została sklasyfikowana jako szczególnie niebezpieczna, to czy słuszne są zastrzeżenia wielu osób o braku zabezpieczenia karetki przed rozpoczęciem akcji? 

Zabezpieczenie medyczne w postaci karetki pogotowia było od początku w scenariuszu akcji. Niestety mieliśmy bardzo duże obawy, iż odpowiednio wczesne zabezpieczenie karetki i lekarzy z pobliskiego szpitala może zdekonspirować całą akcję. Pragnę przypomnieć, iż w trakcie strzelaniny w Parolach funkcjonariusze z KPP z Piaseczna postrzelili Cieślaka i Pikusa. Cieślak dostał postrzał w twarz i plecy, a Pikus w klatkę piersiową. Takie obrażenia wymagały fachowej opieki lekarskiej i tym samym pseudo lekarze uratowali im życie. Doprowadzili tym samym do Magdalenki. Było więc pewne, że mogą mieć znajomych w samym szpitalu, więc wezwanie pogotowia nastąpiło z chwilą rozpoczęcia szturmu. 

Czyli najciężej ranni nie musieli długo czekać na karetkę? 

Zanim udało się odciągnąć najciężej rannych z obszaru strzelaniny, to karetka już była na miejscu. Oczywiście stała w bezpiecznej odległości i podejście do niej wymagało w tamtych warunkach czasu. Kaczor wykrwawił się praktycznie na miejscu, a reanimacja w karetce nie przyniosła rezultatu. Maniek zmarł kilka dni później w szpitalu, wskutek trafienia odłamkiem w głowę, tuż pod hełmem. 

Dlaczego podczas akcji nie użyto snajpera? 

W tamtych realiach i zapewne również obecnie użycie snajpera w akcji policyjnej to czysta abstrakcja. Użycie strzelca wyborowego w akcji policyjnej wymaga wydania zezwolenia na zabicie człowieka i nie ma znaczenia, że może on być niebezpiecznym przestępcą. Dodatkowo nie mieliśmy 100% potwierdzenia, że wraz z poszukiwanymi nie było innych osób, a warunki akcji w nocy uniemożliwiały dokładne rozpoznanie celów znajdujących się w budynku. Policja z założenia ma za zadanie zatrzymywać przestępców, a nie ich zabijać. Decyzja o użyciu snajpera jednym słowem była mocno nie polityczna. Zarówno wówczas, jak i obecnie niewiele się w tych realiach zmieniło. Policjanci nie mają dostatecznego zabezpieczenia prawnego do podejmowania zdecydowanych środków do walki z niebezpiecznymi przestępcami.

Co było finalną podstawą do postawienia zarzutów szefom akcji policyjnej? 

Po wydarzeniach w Magdalence powstały dwa raporty. Jeden został przygotowany kilka dni po wydarzeniach przez specjalistów z GROM-u, a drugi przez „fachowców” z KGP, w tym jednego ds. BHP. Opinia naszej najlepszej jednostki specjalnej została nieco przemilczana przez media, ponieważ kompletnie nie wpisywała się usilne poszukiwanie winy u dowodzących akcją. W obronie kierownictwa akcji stanął nawet śp. generał Petelicki, który nie dopatrywał się wyraźnych nieprawidłowości w organizacji akcji i wprost mówił, o szukaniu kozła ofiarnego. Drugi raport powstawał więc w KGP i był finalnie podstawą do postawienia zarzutów. W sądzie jeden z jego autorów miał odwagę nie do końca się z nim zgodzić, jednak jasne było, że musiał wykonywać polecenia służbowe… Finalnie po wielu latach wszystkich funkcjonariuszy oczyszczono z zarzutów, niestety mało już kogo to interesuje.

Czy można więc mówić o tym, że w pewnym sensie strzelanina w Magdalence zniszczyła życie również wielu innym funkcjonariuszom? 

Akcja w Magdalence była niezmiernie trudną i tragiczną w skutkach operacją policyjną. Z jednej strony pokazała wyjątkowe zaangażowanie i poświęcenie biorących w niej udział funkcjonariuszy oddziałów bojowych, którzy pomimo odniesionych ran walczyli z bandytami. Z drugiej zaś strony Magdalenka pokazała ciemne oblicze mediów, które chętnie informowały społeczeństwo o oskarżeniach kierowanych pod adresem kierownictwa akcji, zaś o wyrokach uniewinniających już nie. Kluczowe w mojej opinii były pierwsze dni po całej akcji, gdzie po prostu zabrakło krótkiego oświadczenia najwyższych władz Policji, które podkreśliłoby wagę sytuacji i uspokoiłoby nieco emocje. Z mediami musiał się wówczas zmierzyć młody stażem rzecznik prasowy, który nie potrafił wystudzić „rządzy krwi”. Przykre jest również to, że w kolejnych latach po tragicznym szturmie w Magdalence odeszło ze służby wielu wartościowych funkcjonariuszy. 

Polub artykuł

Michał Budzyński

6 thoughts on “Przemilczane fakty ze strzelaniny w Magdalence

  1. Czym innym jest brak zabezpieczenia snajperskiego a czym innym kategoryczne polecenie aby pozostawić broń strzelców wyborowych w komendzie. I ciągłe parcie żeby zatrzymać Pikusa i Cieślaka najlepiej żywcem i nie oddać wyniku CBESiowi.

  2. A czemu w przemilczanych faktach nie ma tego jak jeden z f-szy AT schował się za policyjnym landroverem i chciał „negocjacji” z bandytami?

  3. Zgadzam się w 100%, Polska to nie Texas dzięki Bogu, nasza Policja nie nadużywa siły, i kontakt przy przeciętnych sytuacjach jest cywilizowany.

  4. Hmm, policja-a szczegolnie grupy AT czy realizacyjne powinny miec szerokie uprawnienia w takich akcjach czy sytuacjach. Nie bylo snajpera bo nie bylo rozpoznania.. Jesli mamy 2ch skrajnie niebezpiecznych bandytow to osoby im towarzyszące to kto? Przedszkolanki na szkoleniu z gier planszowych? Z gory nalezy założyć ze to osoby tez sa skrajnie niebezpieczne.. I tak je traktować.. To policjant reprezentujacy autorytet państwa i prawa ma czuc pewność ze to państwo stoi za nim murem, a nie postawi go pod murem bo brakuje 2ch czy 6 łusek. Zza biurka wydac osąd łatwo.. Zwłaszcza jak np 15 lat sluzby przesiedzialo sie np w Wydziale Postępowan Administracyjnych, a pozniej trafi sie wakat na stołku.. Te sekundy w ktorych policjant ma szanse uzyc broni, a ktore mogą jemu i innyn uratowac zycie, powinny byc wykorzystane na dzialanie, a nie analize co bedzie jesli zrobie tak czy tak, albo kto to dzis ma wachtę w prokuraturze, ten co sie czepi czy ten zyciowy..
    No i trza uważać na „instrybutor”

Comments are closed.