Kuchnia wegańska- klops ala dzik
Z zimową pogodą bywa podobnie, jak z kobiecymi nastrojami. Na polowanie jednak pogoda może być dobra, lub bardzo dobra. Tej jednej niedzieli nie padało, a więc było bardzo dobrze. Ostatnie dni wcześniej była jednak odwilż i finalnie ścisnął mocno mróz.
Na zbiorówkę brat się wystroił w kalosze i zabrał swój całkiem świeżo kupiony „fartowny dryling”. Od kiedy kupił dryla zwierzyna szła na niego jak wściekła. Nawet jak mylił przełączanie luf, to i tak jakimś trafem udało mu się z czymś wrócić . Wszystkie znaki na niebie i głównie na ziemi wskazywały, że również i tego dnia bór mu podarzy, bo szanse na dziki były duże. Mioty były wcześniej otropione przez prowadzącego i dziki były bankowe jak nie w pierwszym, to drugim pędzeniu. Pierwsze odbyło się w ciszy, a więc wszystko było przed nami. Na wozie patrzymy na numerki i bratu wypada oczywiście dewizówka. Z „fartownym drylem” nawet kartkę dobrą wylosował. Wiadomo kto zawsze ma szczęście…
Prowadzący krzyknął do kierowcy aby stanął i wypuścił brata na swoją dewizówkę. Cieszył się jak dziecko i jeszcze coś tam przebąkiwał o fartownej broni… W trakcie opuszczania wozu na oblodzonej leśnej drodze prawa fizyki nie były jednak po jego stronie i wyszedł tanecznym krokiem. Próbował ustać na parkiecie, jednak po półtorej sekundzie jego gumowe baletki się poddały na lodowisku. Spotkanie z ziemią na szczęście zaliczył bez kontuzji, w przeciwieństwie do „fartownego dryla”, w którym ułamała się kolba. Na domiar złego całe zdarzenie zarejestrowały dwie „miłe”, starsze panie spacerujące z kijkami. Nie wnikając w szczegóły wypadku skomentowały sytuację mówiąc:
– dobrze, że nas nie postrzelił! Pewnie pijany…
Brat stanął na swoim stanowisku, żeby nie zaburzać dalszego procesu rozstawiania myśliwych na linii. Broń kompletnie nie nadawała się do strzelania. Chwilę po ruszeniu naganiaczy miał wykładane przelatki w miocie, a później jego stanowisko minął wolno gruby odyniec. Odprowadził go wzrokiem za linię i popatrzył z politowaniem na swojego obrzyna. Sąsiad również musiał napawać się widokiem, ponieważ miał za daleko na strzał. Wszyscy niby współczuli, ale i tak ryli się do końca polowania. Lepiej nie myśleć, ilu osobom miłe panie z kijkami opowiedziały swoją wersję wydarzeń.
Poniżej przepis dla myśliwych, którym ostatnio bór nie darzył, lub mają broń u rusznikarza.