Broń krótka w łowiectwie okiem „ekologów”
Już zacząłem martwić się, że media i ekoaktywiści stracili zainteresowanie łowiectwem i myśliwymi. Pojawił się przecież projekt rozporządzenia rozszerzający m. in. uprawnienia myśliwych w zakresie możliwości rejestracji broni krótkiej, a także używania optoelektroniki przy wykonywaniu polowania na drapieżniki. Z końcem lipca ukazał się jednak artykuł na portalu prawo.pl, który może czytelników napawać pewnym niepokojem w związku z w/w rozporządzeniem.
Broń krótka jest potrzebna ale…
W artykule „Kontrowersyjne uprawnienia dla myśliwych” autorka – Regina Skibińska o zdanie zapytała rzeczniczkę PZŁ Weronikę Śliwińską, myśliwego i radcę prawnego Witolda Daniłowicza, a także radcę prawnego reprezentującego organizacje przyrodnicze Adama Kuczyńskiego. Pani Weronika uzasadniła dość merytorycznie potrzebę wprowadzenia tych zmian. Z kolei Witold Daniłowicz, o ile zgadza się co do przydatności broni krótkiej przy dostrzeliwaniu postrzałków, to niekoniecznie jest zwolennikiem jej upowszechniania. Zupełnie odmienne ma zdanie Adam Kuczyński, według którego problemem jest nieprzestrzeganie zasad polowania, a dokładnie strzelanie do nierozpoznanego celu i oddawanie w ogóle nieprecyzyjnych strzałów. Według Kuczyńskiego panaceum na wyeliminowanie konieczności dostrzeliwania zwierzyny są treningi na strzelnicy i badania lekarskie dla myśliwych.
Powszechnym zjawiskiem w dzisiejszych czasach stały się medialne wypowiedzi osób w roli ekspertów „wierzących, ale niepraktykujących”. Głęboko wierzą w swoją rację pozostając obojętnymi na fakty, źródła naukowe i opinie praktyków. Wypadało by w tym miejscu zapytać Pana Kuczyńskiego, na podstawie jakich danych stwierdził, że „myśliwi nie przestrzegają zasad polowania” i mylą zwierzęta, bo o dziwo żaden gatunek zwierzyny w Polsce nie jest zagrożony? Nie trzeba kończyć studiów weterynaryjnych żeby wiedzieć, że łowiectwo to nie ubój przemysłowy, w którym proces uśmiercania jest całkowicie zautomatyzowany. Nawet najlepsze treningi strzeleckie nie wyeliminują w 100% konieczności dostrzeliwania zwierzyny, choć niewątpliwie są potrzebne każdemu myśliwemu. Ciężko stwierdzić jak badania lekarskie mają myśliwym, skoro na chwilę obecną każdorazowo muszą i tak je przechodzić celem uzyskania pozwolenia na broń?
Kolejnym argumentem Pana Kuczyńskiego przeciwko broni krótkiej w łowiectwie byłaby możliwość posiadania jej przez osoby 18-letnie i łatwiejsze jej ukrycie. Muszę jednak zmartwić pana prawnika, ponieważ ustawa o broni i amunicji daje już taką możliwość dla broni do celów sportowych (podobnie jak do celów myśliwskich na wniosek organizacji). Ponadto broń krótką według przepisów prawa należy właśnie nosić przy sobie w sposób najmniej widoczny, czyli ukrytą. Żeby tego było mało, to aby wejść w posiadanie rewolweru czarnoprochowego w Polsce nie trzeba nawet robić pozwolenia na broń i tym samym jakichkolwiek badań lekarskich. Jak to możliwe, że trup nie ściele się gęsto na ulicach?
I znów o zwierzynie, co nie ma żadnych szans…
Przy każdej dyskusji na temat termowizji i noktowizji w łowiectwie zawsze znajdzie się ktoś, kto skonstatuje, że „zwierzyna nie ma żadnych szans”. Według autorki tekstu rozszerzenie używania do polowań urządzeń optoelektronicznych nie daje drapieżnikom żadnych szans na przeżycie. Normalnie zacząłem się martwić o mojego kota w domu, ponieważ mieszka pod jednym dachem z celownikiem noktowizyjnym, który jak się okazuje może opuścić kiedyś samodzielnie sejf i ruszy w morderczą pogoń za pupilem. Tak już całkowicie serio chciałbym nieśmiało przypomnieć, iż wielu „czołowych” obrońców zwierząt jest przeciwna również polowaniom z łukiem.
Ciekaw jestem, ile osób podobnie myślących w najbliższy weekend położy na ruszt kurczaka, który skończył żywot na taśmie w automatycznej ubojni. Bez szans na ucieczkę, a nawet podziwianie nieba, trawy i słońca. Jakich więc szans chcą szukać dla dzikich zwierząt, których liczbę do odstrzału określają plany łowieckie sporządzone ściśle według prawa łowieckiego i których to realizacji dopomina się reszta społeczeństwa? Czy przypadkiem ktoś wcześniej w tym samym artykule nie domagał się precyzyjnego strzelania przez myśliwych do zwierzyny i lepszego rozpoznawania celu?Hello!!???
Nie konsultowano się z organizacjami ekologicznymi
Powstało wielkie zdziwienie na łamach wspomnianego artykułu, dlaczego czołowe organizacje ekologiczne i przyrodnicze nie zostały zaproszone do konsultacji przedmiotowego rozporządzenia? To ja chciałbym zapytać się, co rozumiemy przez słowo „czołowe” i które to są? W dzisiejszych czasach wystarczy założyć zwykłe stowarzyszenie i profil społecznościowy na FB, aby pretendować do rangi organizacji „ekologicznej” nie mając wśród członków osób z odpowiednim wykształceniem i kwalifikacjami zawodowymi. Uwagi przedstawione we wspominanym wyżej artykule aż nadto dostarczają odpowiedzi w tym temacie. Równie dobrze resort obrony Narodowej powinien konsultować się z obrońcami zwierząt w zakresie zakupu uzbrojenia dla wojska, a Ministerstwo Energetyki powinno uzgadniać specyfikację techniczną zabezpieczeń w pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej. Nie ma co się dziwić, iż Ministerstwo Klimatu i Środowiska skupiło się wyłącznie na zbieraniu opinii od osób z potwierdzonymi kompetencjami, a w szczególności w czasie, kiedy zachodnie media ujawniły powiązania niektórych organizacji „ekologicznych” z rosyjskim rządem.
Bądźmy poważni. Prozwierzęca strona społeczna miała swoje pięć minut w 2018 roku. Była szansa zreformować gruntownie model łowiectwa w Polsce i dostosować prawo do współczesnych realiów. „Ekolodzy” skupili się jednak na ograniczeniu praw rodzicielskich myśliwym, aby nie można było zabierać własnych dzieci na polowania. Ograniczono również szkolenia psów i wprowadzono obowiązkowe badania co 5 lat. Już nawet pal licho, że niezgodnie z konstytucją i procesem legislacyjnych. Nie trzeba długich analiz aby wnioskować, iż ważniejsze dla kogoś jest najwyraźniej rozbrojenie myśliwych oraz ograniczenie ich ilości, aniżeli dobro dzikich zwierząt.