Czy musiał wydarzyć się Biesłan?
Minęło 18 lat od jednej z najkrwawszych zbrodni XXI wieku, czyli ataku terrorystycznego na szkołę w Biesłanie. W dniu 1 września 2004 roku grupa napastników zaatakowała szkołę nr 1 w Biesłanie i wzięła ponad 1000 zakładników, głównie dzieci. W wyniku tych zdarzeń śmierć poniosło 334 osoby, a ponad drugie tyle zostało rannych. Wydawać mogłoby się, że sprawa jest zakończona albowiem mamy „przyznanie” się do winy, a także orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Wątpliwości jest jednak bardzo wiele i uważam, że warto o nich przypominać szczególnie teraz, aby podobna tragedia nigdy więcej nie wydarzyła się.
Skaza na mapie imperium
Zanim zaczniemy wracać do tych tragicznych wydarzeń z 2004 roku, niezbędne jest przypomnienie o ówczesnej sytuacji geopolitycznej w tym regionie. Trwała bowiem druga wojna pomiędzy Federacją Rosyjską, a Czeczeńską Republiką Iczkeria (CzRI). Pierwszy konflikt zbrojny nastąpił w wyniku utworzenia niepodległościowego państwa czeczeńskiego, chociaż konstytucja rosyjska teoretycznie dopuszczała samostanowienie narodów. Na czele nowej republiki stanął Dżochar Dudajew, a w jej strukturach państwowych próżno było szukać prorosyjskich urzędników. Choć wielu Rosjan mieszkało w Czeczenii, to historia obydwu narodów nie była usłana różami. Wciąż żyli bowiem ludzie, którzy nie mogli zapomnieć chociażby stalinowskich czystek etnicznych i masowych deportacji, stąd własne państwo było marzeniem niemalże każdego Czeczena. Zapędy niepodległościowe Czeczenów postanowił ugasić ogniem sprawujący wówczas władzę w Rosji Borys Jelcyn dokonując inwazji zbrojnej na małą republikę. Pod koniec 1994 roku rozpoczął się jeden z najbardziej krwawych konfliktów zbrojnych XXI wieku, który po niespełna 2 latach zakończył się rozejmem i względnym spokojem. Pokój trwał jednak zaledwie kilka lat.
Zbrodnie za milczącą zgodą świata
CzRI nie chciał uznać praktycznie żaden kraj europejski. Niewielu Europejczyków miało świadomość tego, że na terenie małej republiki rozgrywają się prawdziwe ludzkie dramaty, a skala barbarzyństwa okupantów jest ogromna. Dnia 28 listopada 1994 roku w wyniku rosyjskiego ataku rakietowego w miejscowości Argun zginęło 12 osób, w tym 9 dzieci, a 3 stycznia 1995 roku rosyjskie bomby kasetowe i rakiety spadły między innymi na szpital, bazar, zakłady zbożowe oraz dom towarowy w mieście Szali, w wyniku czego śmierć poniosło 300 cywilów, a rannych zostało jeszcze więcej. Nie oszczędzono żadnego szpitala w Groznym, a na terenie przedszkola przy ulicy Lapidiewskiego, w podziemiach którego mieszkali pozbawieni dachu nad głową ludzie, polski dziennikarz Mirosław Kuleba znalazł fragmenty bomb kasetowych. Pokazywał je mediom na międzynarodowej konferencji w Krakowie, aby zwrócić uwagę świata na to co działo się wtedy w Czeczenii. Szacuje się, że w pierwszej wojnie rosyjsko-czeczeńskiej zginęło ponad 80 tysięcy cywilów. Nie przypominam sobie w owym czasie zbyt wielu reportaży telewizyjnych na ten temat, za to doskonale pamiętam eksponowanie aktów terroryzmu, które brał na siebie Szamil Basajew.
„My jesteśmy terrorystami dla nich, oni są terrorystami dla nas”
Te słowa wypowiedział Szamil Basajew w wywiadzie udzielonym Witoldowi Michałowskiego w lipcu 2006 roku. Był jednym z najsłynniejszych i najskuteczniejszych dowódców polowych w armii czeczeńskiej. Niewątpliwie przełomowym wydarzeniem w radykalizacji jego działań była pacyfikacja wioski Samaszki 7-8 kwietnia 1995 roku, zakończonej zamordowaniem kilkuset cywilnych mieszkańców. Zbombardowano również dom jego krewnych, w którym zginęło aż 11 członków jego rodziny. W czerwcu 1995 roku media obiegła informacja o masowym wzięciu zakładników w szpitalu w Budionnowsku. Na czele komanda stał Szamil Basajew, choć jak sam wspominał, miał na celu atak na budynki administracji rządowej w Moskwie. Żądania zamachowców były dla przeciętnego człowieka dość mało wygórowane, ponieważ dotyczyły zakończenia działań zbrojnych i wyprowadzenia wojsk rosyjskich z terenu CzRI. Pertraktacje przebiegały całkiem obiecująco i gdyby nie próby szturmowania szpitala przez siły zbrojne federacji rosyjskiej, to zapewne udało by się uniknąć śmierci wielu zakładników. Oficjalnie bowiem Basajewowi można przypisać świadome rozstrzelanie kilkunastu rosyjskich pilotów, którzy przez przypadek znaleźli się w centrum wydarzeń. Ostatecznie śmierć poniosło ponad 100 zakładników, jednak wynik ten ciężko przypisać Czeczenom. Jeden z dobrowolnych zakładników, rosyjski polityk oraz główny negocjator w Budionnowsku Sergiej Kowalow w swojej książce „Lot Białego Kruka” tak m. in. relacjonował sytuację w zajętym szpitalu:
„Z wyjątkiem ekscesów pierwszych dni, kiedy zastrzelono kilku rosyjskich żołnierzy, ludzie Basajewa zachowywali się wobec zakładników szczególnie rycersko, prawdopodobnie z racji poczucia winy. Dzielili się z nami jedzeniem oraz lekarstwami i starali się ich kryć podczas ostrzału. Tak odmienne zachowanie oddziałów federalnych, działanie wręcz przerażająco nieprzewidywalne i bezsensowne, spowodowało, że zakładnicy zaczęli odczuwać do terrorystów sympatię. Sam widziałem, jak przy pożegnaniu niektórzy zakładnicy wymieniali się z porywaczami adresami, by kontynuować znajomość „po wojnie”.
Pomimo poniesionych ofiar Budionowsk okazał się przełomowy, ponieważ udało się uwolnić zakładników, a także na chwilę wstrzymać walki i tym samym nabrać sił i wiary do walki Czeczenom. W lipcu 1996 roku Rosjanie znów wszczęli działania wojenne, jednak Czeczeni opanowali Grozny i rozstrzygnęli całą wojnę na swoją korzyść. W wyniku podpisanego porozumienia generała Lebiedzia z Asłanem Maschadowem i tym samym uznania go głową niepodległego państwa, Czeczeni mogli cieszyć się względnym spokojem przez kilka lat. Kolejna odsłona wojny pojawiła się wkrótce pod pretekstem walki z międzynarodowym terroryzmem.
Bazar w Groznym po ostrzale rakietowym – kilkadziesiąt osób zabitych Fot. Mirosław Kuleba Zbombardowana wioska Elistanżi- 20 osób zabitych. Fot. Mirosław Kuleba
Nord Ost, wybuchy bloków i czarne wdowy.
Pomimo niepodległości kraj mozolnie wychodził z chaosu. Nie pomagał wprowadzony szariat, który został nieco narzucony przez radykalnych wahabitów. Pojawienie się tego konserwatywnego odłamu islamu w republice totalnie wyniszczonej wojną było na rękę rosyjskich władz, które czekały na pretekst do wysłania wojsk. Na terenie federacji zaczęły wybuchać budynki mieszkalne, w Bujnaksku, Moskwie i Wołgodońsku. Rosyjskie służby szybko wskazały czeczeński ślad w przeprowadzeniu zamachów, jednak nie wszyscy chcieli uwierzyć w oficjalną wersję. Mieszkańcy jednego bloku niechcący udaremnili bowiem jedną próbę wysadzenia budynku zawiadamiając służby o podejrzanym transporcie znoszonym do piwnicy. W akcję były zaangażowane służby rosyjskie i żeby wyjść z twarzą z tej sytuacji przedstawiły sprawę jako ćwiczenia. Wybuchy budynków mieszkalnych stały się główną przyczyną rozpoczęcia w 1999 roku kolejnej wojny lub jak kto woli „operacji specjalnej” na terytorium CzRI. Były podpułkownik KGB/FSB Aleksander Litwinienko na łamach książki pt. „Wysadzić Rosję” winą za wybuchy domów obarczył rosyjskie spec służby.
Druga wojna rosyjsko-czeczeńska również zbierała śmiertelne żniwa i jej charakter przeistoczył się głównie w walki partyzanckiej. Straty były po obydwu stronach, niemniej po stronie Czeczenów ginęła głównie ludność cywilna. Zbrodnie na czeczeńskich cywilach nie należały do rzadkości i ponadto tysiące ludzi masowo znikało bez śladu. Udręczony naród wręcz domagał się zdecydowanej reakcji bojowników i pokładał nadzieje w Basajewie, który pełnił w republice urząd premiera. Ten był jednak zaangażowany w „uzdrawianie” sąsiednich republik i zbudowanie jednego podmiotu islamskiego mogącego skutecznie przeciwstawić się imperium. Kolejna akcja dywersyjna nastąpiła w październiku 2002 roku prowadząc bojowników czeczeńskich do Moskwy i prawie zakończyła się dla nich sukcesem. Prawie, ponieważ jak sam Basajew stwierdził „ktoś ukradł mu oddział” i całkowicie zmienił plany, których celem był szturm budynku Dumy Państwowej. Zajęto teatr na Dubrowce i wzięto blisko 1000 zakładników w trakcie musicalu pt. „Nord Ost”
Standardowo Szamil wziął na siebie odpowiedzialność za Dubrowkę, jednak strategicznie dla Czeczenów nie było to dobre posunięcie. Akt terroru wymierzony w ludność cywilną, a w tym obcokrajowców którzy przyszli na spektakl nie wpisywał się w starania ówczesnego prezydenta CzRI Asłana Maschadowa do pokojowego dialogu i zwrócenia uwagi międzynarodowej społeczności na udręczony naród. Maschadow od wielu lat dążył do pokojowego rozwiązania konfliktu i postulaty te zaczęto dostrzegać również w krajach zachodnich. Próba uwikłania go w zamach na Dubrowce przez dowódcę terrorystów Mowsara Barajewa była więc co najmniej zastanawiająca. Dlaczego?
W wywiadzie do telewizji NTW w trakcie zamachu Barajewowi musiał podpowiadać jeden z bojowników o pseudonimie Aubabakar, którego twarz zakrywała kominiarka. Czy mamy więc uwierzyć, że zamachowcom skutecznie udało się zaplanować przejazd 2000 kilometrów do Moskwy uzbrojonego po zęby 40-to osobowego komanda, a dowódca nie zdążył nawet przygotować wersji oświadczenia? Nie zapytamy o to dziennikarki Anny Politkowskiej, która brała udział w negocjacjach z terrorystami, ponieważ w dniu 7 października 2006 roku została zastrzelona w windzie przy swoim mieszkaniu. W swojej książce „Tylko Prawda” zdążyła jednak opublikować swój wywiad z rzekomym żyjącym agentem służb rosyjskich wchodzących w skład grupy zamachowców – Chanpaszą Terkibajewem, który podobno krył się pod postacią Abubakara…
Choć postulaty terrorystów były podobne jak Budionnowsku, to jednak tym razem rząd rosyjski nie był skory do długich pertraktacji i daleko idących ustępstw. Po około trzech dobach nastąpił szturm rosyjskich jednostek specjalnych poprzedzony zagazowaniem budynku, co w konsekwencji doprowadziło do śmierci 129 zakładników. Pamiętam jak media trąbiły o sukcesie rosyjskich oddziałów specjalnych w akcji odbicia zakładników, chociaż w rzeczywistości rozegrała się niewyobrażalna tragedia. Mało kto wspominał o tym, że podczas szturmu w zaminowanym budynku doszło do wymiany ognia z terrorystami i tylko Bóg wie dlaczego nie doszło do eksplozji. Nikt o zdrowych zmysłach nie mógł zakładać 100% skuteczności i równomiernego działania gazu usypiającego w ogromnym i wysokim pomieszczeniu jakim była widownia teatru. Uczestniczące w ataku tzw „czarne wdowy” raczej nie były skore wysadzać się z niewinnymi ludźmi w powietrze. Ostatecznie wszyscy zamachowcy, a nawet ci nieprzytomni od gazu skończyli z kulą w głowie i zabrali swoją wersje wydarzeń do grobu.
W przestrzeni publicznej pojawiły się jednak relacje zakładników ocalałych z zamachu, którzy pomimo traumy dostrzegli w terrorystach ludzkie oblicze i szerszy kontekst polityczny wojny. Ta narracja nie koniecznie licowała z uzasadnieniem agresji zbrojnej w Czeczenii. Na domiar złego słów krytyki Kremla nie kryła wiceprzewodnicząca Dumy Irina Hakamada, która również podjęła się negocjacji z Barajewem i widziała szanse osiągnięcia jakiegoś konsensusu z zamachowcami. Do kolejnego zamachu doszło dwa lata później i wstrząsnął on całym światem.
Biesłan, czyli miasto aniołów
Do tragicznych wydarzeń w Biesłanie doszło 1 września 2004 roku, podczas których grupa napastników zajęła szkołę nr 1 wraz z ponad 1000 zakładników, głównie dziećmi. Od pierwszych chwil rozpoczęcia akcji zamachowcy skutecznie budowali atmosferę grozy likwidując już na samym początku dwóch mężczyzn. Sala gimnastyczna szkoły została solidnie zaminowania i ludzie zostali w niej stłoczeni. Kolejną zastrzeloną osobą był jeden z rodziców, którego zwłoki ostentacyjnie przeciągnięto przez środek sali, na domiar złego wszystko na oczach jego dzieci. W celu uspokajania i podporządkowywania tłumu terroryści często strzelali w sufit. Ponadto rozstrzelano na piętrze grupę dorosłych mężczyzn, a ciała ich wyrzucono przez okno na dziedziniec.
Wspólnym mianownikiem do wcześniejszych zamachów były żądania wycofania wojsk z Ikczerii oraz rzekomy organizator akcji, czyli Szamil Basajew. W skład grupy terrorystów wchodziło 12 Czeczenów, 2 Czeczenki, 9 Inguszy, 3 Rosjan, 2 Arabów, 2 Osetyjczyków, 1 Tatar, 1 Kabardyjczyk i 1 Guran. Dowodził nimi mężczyzna nazywany „pułkownikiem”. Zamachowcy od razu postawili sprawę jasno. Jeśli ktoś z nich zginie, zastrzelą 50 osób, jeśli ktoś z nich zostanie ranny, zabiją 20 osób, a jeśli zginie ich 5, wysadzą wszystko w powietrze. Jeszcze tego samego dnia w grupie bojowników doszło do kłótni pułkownika z kobietami terrorystkami, a w konsekwencji jednej z nich eksplodował ładunek, zaś druga przepadła bez wieści. Atmosfera była niezwykle napięta, a dodatkowo sytuacji nie poprawiali cywile z bronią wmieszani w pierścień otaczających szkołę funkcjonariuszy.
Mieszkańcy Biesłanu za wszelką cenę chcieli uniknąć szturmu jednostek specjalnych, ponieważ wszyscy po Dubrowce doskonale zdawali sobie sprawę czym on może się zakończyć. W środku rozgrywał się prawdziwy dramat zakładników, którym w pewnym momencie zamachowcy odmówili nawet wody. Bojownicy domagali się przybycia prezydenta Osetii Północnej Aleksandra Dzasochowa, głowy Inguszetii Murata Ziazikowa i dr. Leonida Roszala. W wyniku negocjacji tego ostatniego udało się wypuścić najmłodsze dzieci z matkami, a także wydano zgodę na zabranie ciał zabitych. Negocjacjom nie sprzyjały również trzykrotnie zaniżone dane dotyczące ilości zakładników przekazane przez media, na co zamachowcy zwrócili uwagę.
Pod koniec pierwszego dnia zamachu informacja o zajęciu szkoły dotarła do Maschadowa. Był kompletnie zdezorientowany sytuacją i za pośrednictwem Zakajewa wydał oświadczenie potępiające wydarzenia, a sprawców obiecał skazać przed sądem. Wbrew temu co twierdziły liczne media Maschadow uzgodnił przyjazd do Biesłanu wraz z oddziałem ochotników celem oddania się w ręce terrorystów. W wyznaczonym miejscu miały czekać samochody, eskorta milicji i urzędnicy, jednak nikt się nie zjawił. Wyjazd okazał się daremny bowiem rozpoczął się szturm w następstwie którego doszło do niewyobrażalnej tragedii.
Nie wszyscy winni mogą spoczywać w grobie
Kulminacyjny punkt zwrotny wywołujący reakcję łańcuchową tragicznych wydarzeń w Biesłanie nastąpił w czasie uzgodnionej ewakuacji ciał zabitych zakładników. Trzeciego dnia zamachu około godziny 13:05 w budynku nastąpiły dwa silne wybuchy, po czym wydano jednostkom specjalnym rozkaz do rozpoczęcia operacji wojskowej w celu uwolnienia zakładników. Z relacji niektórych osób przebywających wówczas w sali gimnastycznej wynika, że pierwsza eksplozja nastąpiła na strychu. Potwierdzić to również mogą materiały wideo dostępne w sieci, na których widać pożar rozprzestrzeniający się od górnej części budynku. W tej chwili wydaje się to mało ważne. Istotne może być to, że zgodę na akcję gaśniczą służby wydały dopiero po 2 godzinach od powstania pożaru. Kontrowersje może budzić fakt, że do akcji odbijania zakładników w Biesłanie użyto również czołgów oraz granatników, w tym rakietowych miotaczy ognia RPO- Trzmiel. Jest to specyficzna broń, która w zależności od użytych pocisków może strzelać potężnymi ładunkami zapalającymi lub termobarycznymi, które niszczą siłę żywą na dość dużym obszarze. Rury po wyrzutniach znaleźli dziennikarze na dachu sąsiedniego budynku, a ich użycie potwierdziły służby rosyjskie jednak twierdząc, że używano wyłącznie głowic dymnych… Problem w tym, że wersja dymna RPO-D tworzy zasłonę dymną na powierzchni 55-90 metrów, co raczej dałoby się zauważyć. Ponadto głowica dymna potrafi również wzniecić pożar… Ciężko w tej chwili ustalić czy ich użycie spowodowało śmierć jakiś zakładników, jednak na pewno im nie pomogło, co potępia również orzeczenie wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 2017 roku. Nieuzasadnione jest również użycie czołgu, chociaż relacje świadków są sprzeczne co do jego ostrzału budynku. W konsekwencji wydarzeń z września 2004 roku w Biesłanie zginęło 334 cywilów z czego blisko połowa to dzieci.
Największą winę tragicznych wydarzeń bez wątpienia ponoszą terroryści, którzy zajęli szkołę w Biesłanie. Wątpliwości natomiast mnożą się co do innych osób, którym przypisano odpowiedzialność za tragedię i którzy wzięli za nią odpowiedzialność. Zastanawiające jest to, dlaczego oświadczenie Basajewa z przyznaniem się do zorganizowania zamachu pojawiło się dopiero 15 września, czyli 2 tygodnie po ataku? Zastanawiające jest jedno zdanie w jego liście skierowanym do Putina i udostępnionym na portalu kavkazcenter, w którym napisał tak:
– (…) Nie mamy nic wspólnego z wybuchami w Moskwie i Wołgodońsku, ale ze względów biznesowych możemy wziąć to na siebie, w akceptowalnej formie.
Po takiej deklaracji jego rzetelność staje się mocno ograniczona, a sam udział Basajewa w zaplanowaniu zajęcia szkoły w Biesłanie wydaje się wątpliwy. Warto wspomnieć, że co najmniej na rok przed tragedią wszyscy dowódcy polowi uzgodnili pełne podporządkowanie władzy Maschadowa, co oznaczało brak możliwości inicjowania jakichkolwiek działań zbrojnych bez jego zgody. Choć Basajew nie krył różnicy zdań z Maschadowem, to jednak darzył go szacunkiem i podporządkował się woli narodu. Zapewne mało kto może dziś pamiętać, że Basajew w imię poszukiwania rozwiązań pokojowych w republice odprawił z niej swojego wiernego towarzysza broni Hattaba.
Walka z cywilami, a już na pewno zabijanie dzieci nie mieściło się w żadnych ramach moralnych wojowników czeczeńskich. Dla Czeczenów dzieci są świętością i nawet największe zbrodnie rosyjskie nie usprawiedliwiają podjęcia tak okrutnych i haniebnych środków. Zastanówmy się wspólnie, po co bojownikom idącym na śmierć kominiarki na twarzach? Mieli obawy, żeby ktoś ich przypadkiem nie rozpoznał, czy może liczyli na beztroski powrót do domów po sterroryzowaniu szkoły? Skoro pomiędzy „pułkownikiem”, a „czarnymi wdowami” doszło do poważnej różnicy zdań i sprzeciwu, to najwyraźniej coś szło nie do końca z planem. W ogóle do dnia dzisiejszego nie ma pewności, że tożsamość wszystkich zamachowców została potwierdzona. Jak można przeczytać na portalu pravdabeslana, matka jednej z domniemywanych szahidek oświadczyła prasie, że wątpi w to, by jej córka brała udział w zamachu, ponieważ była chora na padaczkę. Kto o zdrowych założyłby pas szahida wypełniony ładunkami wybuchowymi osobie z padaczką i jeszcze pojechał z nią na akcje?
Sam Basajew wspierał co najmniej dwa sierocińce, w których z całą pewnością znajdowały się również rosyjskie dzieci. Czemu więc bohater pierwszej wojny czeczeńskiej miałby brać na siebie odpowiedzialność za jeden z najbardziej haniebnych czynów w dziejach ludzkości, który de facto przekreślał uznanie niepodległości Ikczerii przez państwa zachodnie. Może po prostu Basajew brał na siebie wszystkie zamachy, żeby o terroryzm oskarżać wyłącznie jego, a nie całą społeczność czeczeńską?
Operacja specjalna na terytorium CzRI była dalej kontynuowana, a wraz z nią polowanie na prezydentów. Po Dudajewie i Jandarbijewie w marcu 2005 roku zamordowano Asłana Machadowa. Choć dążył do ustanowienia pokoju z Rosją, to jednak nie spotkał się w wolą dialogu po drugiej stronie. Nie podjęto nawet próby zażegnania przez niego dramatycznej sytuacji w Biesłanie, ponieważ oznaczałoby to ponowne uznanie go przywódcą Czeczenów przez rosyjskie władze. Los Maschadowa podzieliło również kolejnych dwóch następnych prezydentów CzRI, Chalim Sadułłajew i Dokku Umarow. Zbrodniczy proces zakończył się dopiero z chwilą obsadzenia promoskiewskiego kandydata -Kadyrowa.
Ogromnie szkoda wszystkich niewinnych ludzi, którzy stali się ofiarami terrorystów i bezwzględnej polityki. Szkoda żołnierzy oddziałów specjalnych próbujących ratować ludzi, jak również innych obywateli których dotknęła ta straszna tragedia. Można w nieskończoność wymieniać wątpliwości dotyczące poszczególnych aktów terroru i szukać prawdy, jednak tylko wtedy, kiedy ludzie będą gotowi ją spożytkować i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Piszę ten tekst nie po to, by bronić jakiejkolwiek ze stron, ale by podkreślić, że na wojnie nic nie jest czarno-białe. Wojna to przede wszystkim ludzkie dramaty i krzywdy wyrządzane niewinnym ludziom. Terroryzm rodzi się z wojny oraz polityki i trzeba dążyć do wszelkich rozwiązań pokojowych, aby nie mógł tworzyć się i rozprzestrzeniać. Jeśli za naszymi granicami kobiety i dzieci giną od rakiet we własnych domach, to nie jest nic innego jak pieprzony akt terroryzmu! Z jednej strony cieszy fakt, że Europa potrafiła w końcu stanowczo potępić inwazję zbrojną Rosji na inny kraj. Z drugiej zaś strony smuci nieco fakt, że nie widać wyraźnych działań ze strony przywódców państw europejskich w kierunku zawieszenia broni i prowadzenia rozmów pokojowych w roli arbitra. Te rozmowy są potrzebne właśnie teraz, kiedy inwazja Rosji straciła impact. Porażka imperium nie wchodzi w grę i zostanie im tylko rozpętanie wojny domowej na Ukrainie, podczas której wszystko może się wydarzyć…
zdjęcia opublikowane za zgodą Mirosława Kuleby