Gdzie jest pies pogrzebany?
Muszę przyznać się szczerze, że nie znoszę wystaw psów. Każdy z moich psów również nie znosił i choć ogary zachowywały się na wystawowym ringu nad wyraz godnie, to spanielek ani myśli ustawiać się wedle gustu sędziego, bo on woli brykać dając tym samym wyraz pogardy i niezgody na wystawowe zwyczaje. I prawdę mówiąc to ja go rozumiem, bo jego uroda i harmonijna budowa jest najlepiej wyeksponowana podczas czynności, do których został wyhodowany, a mianowicie w trakcie pracy na polowaniu, a nie na strojeniu wyszukanych min i póz. Bo w poważnych kynologicznych rewirach nie ma nic piękniejszego niż pracujący z pasją pies. Podczas pracy widać całą jego anatomiczną doskonałość, gdy skoncentrowany na zwierzynie wypręża się, zastyga, drży z emocji, tropi, płynie przez knieję rzewnie grając lub z gracją okłada zygzakiem pole. Właśnie wtedy widzimy go jako całość – psia uroda i psia pasja w jednym.
Miarą wartości hodowlanej naszych przyjaciół poza zdrowiem i zgodnością z wzorcem powinno być właśnie ich zachowanie podczas pracy. Może konkursy piękności pozostawmy rasom do towarzystwa, których sensem istnienia jest niekończąca się podróż do salonów piękności i groomerów? Te pieski z założenia mają spoczywać na stylowych poduszkach i pachnieć przyozdabiając przy okazji swoim jestestwem gustownie urządzony salon. Wystawy to konkurs piękności, ale przede wszystkim emanacja ludzkich pragnień i ambicji. Można usłyszeć tam szczere lub nieszczere wyrazy uznania czy uprzejmie podane złośliwości, bo świat kynologii pełen jest emocji i oczekiwań nierzadko przyprawionych zawiścią połączoną z bezinteresownym sarkazmem. Co w tej paradzie wymyślnych koafiur, wyszukanych póz i próżności ma robić właściwie uczciwy pracujący pies? Ano musi przebiec się wyciągniętym kłusem nie podskakując jak mój spanielek, pokazać zęby, jajka i dostać jakiś dyplom. Na tej podstawie grono fachowców orzeka, że piesek nadaje się do hodowli i sprawa wydaje się być zamknięta.
Swego czasu warunkiem dopuszczenia do hodowli psa myśliwskiego były w wielu rasach obowiązkowe próby lub konkursy pracy. Było to bardzo dobre rozwiązanie, bo pokazywało pełnię możliwości psa, a w związku z tym jego przydatność hodowlaną. Ponadto gwarantowało potencjalnemu nabywcy szczeniaka, że ów maluch – podobnie jak jego rodzice – będzie wykazywał pasję łowiecką, zatem po odpowiednim ułożeniu ma szansę zostać skutecznym towarzyszem łowów, a odłożona na zakup pieska wypłata nie zostanie wyrzucona w błoto. Z ciekawości przejrzałam Regulamin Hodowli Psów Rasowych na stronie Związku Kynologicznego w Polsce szukając ustaleń dotyczących kryteriów dopuszczenia pieska do hodowli i udało mi się odnaleźć załącznik nr 10 traktujący o dodatkowych wymogach hodowlanych. Niestety w większości wymienionych tam ras jedynymi dodatkowymi wymogami są badania pod kątem dysplazji oraz testy psychiczne dla ras potencjalnie niebezpiecznych. A gdzie obowiązkowe próby pracy dla ras myśliwskich i dlaczego zrezygnowano z tego bardzo słusznego rozwiązania?
Hodowanie psów myśliwskich tylko na pokaz nie ma większego sensu
Otóż hodowla psów myśliwskich w Polsce jest szalenie modna, a niektórym hodowcom nie chce się przecież brnąć przez młodniki i szuwary, aby sprawdzić swój materiał hodowlany ani tym bardziej moknąć na polu. To uciążliwe. Mogą przecież zareklamować swoich podopiecznych jako fantastyczny materiał na psy rodzinne, a potencjalny „młody, wykształcony z wielkiego ośrodka” chętnie wyda wypłatę na takiego stylowego psa, bo będzie z nim bardzo dobrze wyglądał spacerując po trotuarze. Z psem myśliwskim zawsze wygląda się stylowo, bo zazwyczaj jest wyjątkowo pięknym i szlachetnym stworzeniem. Kolejnym argumentem hodowców są nieustanne żale, że przecież myśliwi nie chcą kupować od nich szczeniaków, a oni muszą znaleźć na nie nabywców. Pytanie, czy w ogóle koniecznie muszą je hodować skoro problemem jest poświęcenie nieco czasu na przygotowanie, a potem jednego dnia w życiu na zrobienie konkursu pracy suce. Przecież robienie z siebie wielokrotnie idioty biegając w kółko po ringu w amoku i kolekcjonowanie nikomu prócz nich samych niepotrzebnych championatów nie jest problematyczne. Czemu zatem taka niechęć do prób pracy? I może lepiej hodować rasy niepracujące?
Myśliwi wolą tę swoją wypłatę wydać na szczeniaka, który ma realnie pracujących rodziców. Łatwiej zaufają hodującemu psy koledze po strzelbie, zwłaszcza gdy mają szansę nierzadko zobaczyć rodziców szczeniąt w akcji podczas łowów. Decydując się na spanielka wiele razy rozmawiałam z jego hodowcą. Wiedziałam, gdzie i po co dzwonię. Podobało mi się jego podejście, gdy starannie wybierał mi właściwego wobec moich oczekiwań szczeniaka. Zaufałam jego doświadczeniu, a ponadto wiedziałam, że rodzice mojego przyszłego czworonożnego przyjaciela są psami aktywnie polującymi ze swoimi właścicielami. Decyzja była jak najbardziej słuszna, a ja od roku cieszę się łowami z pełnym pasji, odważnym i inteligentnym psem, który po pracy w zawodzie spanielskim jest przy okazji domowym przytulakiem, bo jedno drugiemu wcale nie przeszkadza. Grunt, aby zachować równowagę.
Oczywistym jest, że hodowla psów to loteria i w każdym – nawet doskonale użytkowym skojarzeniu mogą zdarzyć się maluszki bez pasji, nie nadające się z różnych względów do pracy i właśnie tylko te psiaki jako niehodowlane powinny zdobić miejskie salony. Tu wracamy do punktu wyjścia. W wielu hodowlach nikt nie sprawdza psów pod kątem ich pierwotnego przeznaczenia, bo nie ma odgórnie takiego wymogu, zatem jedynym kryterium określającym jego przydatność hodowlaną jest atrakcyjne zaprezentowanie jego urody na wystawowym ringu. A to jest przecież o wiele za mało, bo pies jest całością i nie tylko jego uroda powinna podlegać ocenie, jeśli chcemy go rozmnażać. Mamy zatem przykładowo ogara, który wygląda jak ogar, ale czy nim w rzeczywistości jest i czy sprawdziłby się w zawodzie ogara, gdyby zaistniała taka potrzeba? W końcu nie chodzi o ten czarny intensywny czaprak albo czy uszko składa się we właściwym kierunku, ale o to, czy ten konkretny pies sprawdza się w gonie i czy gra po ciepłym tropie, a to musimy pozostawić w sferze domysłów, bo nikt go nigdy nie sprawdził.
Czy takie podejście do hodowli jest uczciwe i w związku z tym czy ma to wszystko jeszcze sens? W jakim kierunku powinna iść kynologia i czy koniecznie trzeba produkować w takich ilościach szczeniaki, które, owszem wyglądają na wyżły, posokowce, spaniele czy beagle, ale czy są nimi w pełni? Gdzie szacunek dla twórców ras, którzy wkładali przez dziesięciolecia swój czas, pieniądze i wiedzę, aby wyhodować doskonałego psa użytkowego? Bynajmniej nie po to, aby wyłącznie zdobił taras eleganckiego apartamentu w centrum metropolii, ale aby skutecznie pomagał swojemu człowiekowi zachowując charakterystyczne danej rasie zachowania. Bo cóż jest wart wyżeł bez stójki czy retriever bez umiejętności markingu? Jeśli najważniejsza organizacja kynologiczna w Polsce nie potrafi tego mądrze uregulować to jaka będzie przyszłość wielu ras psów?
Cała nadzieja w odpowiedzialnych hodowcach, prawdziwych pasjonatach, którzy nie sprzedają „kotów w worku”, dbają o właściwe skojarzenia i na własną rękę sprawdzają swoich podopiecznych pod kątem użytkowym. Tylko, że w zalewie popularności ras myśliwskich tak naprawdę tych odpowiedzialnych hodowców jest w Polsce garstka. Chcą hodować piękne i zarazem pełne pasji psy pracujące, dbają o użytkowość i nawet jeśli ich psy nie polują, to mają szansę sprawdzić się na konkursach pracy. Wiele osób, z którymi rozmawiam na ten temat przytacza przykład naszych południowych sąsiadów jako wzór do naśladowania, a ja zastanawiam się, dlaczego polska kynologia musi koniecznie nieustannie obniżać loty. Napiętnujemy stowarzyszenia pod wezwaniem Burka i Kocurka, nie godzimy się na pseudohodowle, ale poziom kynologii nie jest przez to wyższy. Może pora na zmiany? Oby służące rasom, a nie ludzkiemu ego.