„Obława na wilki” Włodzimierza Wysockiego od strony sztuki łowieckiej
Kiedy mowa o Wysockim, na myśl od razu przychodzi kilka tytułów na czele z dwoma: „Narowiste konie” i „Polowanie na wilki”. Stąd też dziś chciałbym zaprosić Was, moi Drodzy do zapoznania się z drugą z wymienionych piosenek od strony sztuki łowieckiej. Jak doszło do powstania tego dramatycznego utworu? Tego krzyku zdesperowanej duszy? Otóż, z chwilą, gdy bard (mniej więcej w wieku 26 lat, tj. od roku 1964) stał się znany i popularny wśród szerokich mas, czynnikom rządowym nie pozostało nic innego jak z biegiem czasu nawiązać bliższą współpracę z artystą, proponując mu nagrywanie płyt i powierzając jakieś role w filmach lub przedstawieniach teatralnych.
Płyty, nagrywane w studiu państwowej Melodii, były z reguły bardzo estradowe, muzycznie łatwe w odbiorze, wygładzone. Jakże różne brzmienie od tego, znanego z nagrań, rozpowszechnianych na kasetach i szpulach, przekazywanych z rąk do rąk przez mieszkańców Związku Radzieckiego. I to było jednym z głównych zarzutów przy nagonce ze strony prasy państwowej – oddziaływanie na społeczeństwo prawie że „barbarzyńskich”, wrogich myśli ustrojowej i ideom socjalizmu piosenek, wykonywanych w imieniu alkoholików, skazańców, żołnierzy karnych batalionów, cwaniaków, osobników, niewpisujących się w radziecką, świetlaną rzeczywistość.
Idąc na kompromis w kwestii oprawy muzycznej w studiu Melodii Wysocki mimo wszystko uzyskał możliwość prezentowania swoich tekstów. Rzadko były to wiersze jasne, jednoznaczne, często problemy współczesności były przedstawiane za pomocą wydarzeń wojennych, sportowych, historycznych, a nawet atmosfery kryminalnego półświatka. Klasyczne pytanie z jednej z pieśni o czasach powojennych: „Ты бы пошел с ним в разведку?” czyli: „czy poszedłbyś z nim na zwiad?” nie oznaczało wspomnień czasów wojny, lecz było prostym, egzystencjalnym pytaniem – czy można mu ufać? Czy można przy nim swobodnie rozmawiać? Ale – parafrazując znane powiedzenie – „sorry, taki mieli klimat”.
Tym sposobem – aż dziw bierze – pojawiły się na państwowych winylach takie perełki, jak: „Piosenka o żyrafie” czy „Gimnastyka poranna”, będące wręcz paszkwilami na otaczającą rzeczywistość. Chyba znużony cenzor musiał przespać te kawałki, bo nie podejrzewam, by – w przypadku, gdyby mimo wszystko je usłyszał – miałby trudności z ich zrozumieniem, nawiązanie do radzieckich realiów było aż nazbyt oczywiste. Nie inaczej jest z „Polowaniem na wilki” które również, jak się domyślacie, są metaforą. Utwór powstał w roku 1968, podczas kręcenia filmu „Choziain tajgi” – w biografii barda to ciężki czas zaraz po pierwszej dużej nagonce ze strony prasy partyjnej i niewybrednych atakach oficjalnych działaczy kultury.
Poeta poczuł się zaszczuty, osaczony z wielu stron… Do głosu doszło również narastające uzależnienie od alkoholu, z powodu którego był systematycznie wyrzucany z teatru na Tagance, w którym od niedawna z dużym powodzeniem pracował i gdzie świetnie się czuł. Rozumiał, że to odpowiedź oficjalnych czynników na jego pierwsze amatorskie nagranie i upublicznienie kasety z kilkudziesięcioma własnymi piosenkami i ogromnie szybko rosnącą popularność jako artysty, wymykającego się państwowym, ideologicznym nurtom artystyczno-politycznym. Jego emocjonalną reakcją było napisanie tekstów, uznanych zaraz później za perełki w jego twórczości – „Ratujcie nasze dusze”, „Polowanie – czy też – Obława na wilki”, „Wariacje na tematy cygańskie”.
Kilka słów o samej piosence – włożona w osiem zwrotek wartka opowieść z opisem dramatycznej akcji, dialogami, wieloma bohaterami, z mnóstwem detali, grą kolorów, sugestywnym oddaniem dźwięków, fenomenalną dbałością o szczegóły i zaskakującej poincie. Trudna materia dla tłumacza. Warto również zwrócić uwagę na użyte w oryginale słowa – są przeważnie krótkie, urywane, wypowiadane tak, jakby brakowało tchu lub nie było czasu na zaczerpnięcie pełnego oddechu, czyli podczas biegu pod dużą presją, w atmosferze zagrożenia.
Na końcu pierwszej zwrotki brzmi słowo „goniat wiesieło na nomera”, czyli pędzą wesoło na numery – to ważny szczegół, wrócimy do niego za chwilkę. Wilcze rozterki – dotychczasowa ślepa wierność prawu stada i przewodnictwu samcowi alfa nagle, w sytuacji krytycznej, staje się dla stada zagrożeniem. Co tym bardziej bolesne – zagrożeniem przewidywalnym: „finał zawsze ten sam”. Stąd padające w tekście pytanie o sens takiego posłuszeństwa. Przecież za jego przyczyną ludzie – jakże mniej sprawni łowcy niż wilki – są w stanie czasem nawet dla rozrywki wystrzelać całą wilczą watahę, czyli przysłowiowo „ponieść” całe stado wilków. Tych, przed którymi drży cały las – silnych, odważnych, wytrawnych i wytrwałych zarazem szarych drapieżników, czyli zabójców.
Wiecie, jak wygląda las po przejściu wilczej watahy? Dziki prawie że siedzą na drzewach, sarny, zawsze do podejścia na kilkanaście metrów, przy najmniejszym szumie rwą z dwustu metrów, mimo mrozu, nawet przez rzekę. Bohater liryczny po bolesnym namyśle samotnie ratując się od niechybnej śmierci zrzuca z siebie pęta starych, odwiecznych zwyczajów i wyrywa się z okrążenia, przedziera się niespodziewanie przez linię odgradzających go od wolności czerwonych chorągiewek, czyli fladr, czym zaskakuje pewnych już swego myśliwych. W naturze taki wilk będzie już oswojony z dotychczas obcą i wzbudzającą nieufność linią tych szmatek.
Czy wiedział o tym autor tekstu? Jestem przekonany, że tak. Finał więc tego polowania jest inny – dzięki wilczemu sprytowi to człowiek został wystrychnięty na dudka, teraz to człowiek pozostaje bezradny wobec nowej taktyki wilka. Wyraźnie pozytywne autobiograficzne zakończenie, napawające optymizmem: „możecie mnie osaczyć, bo macie ku temu środki i możliwości. Ale ja i tak się wam wymknę, w taki lub inny sposób. Wiem, bo już raz wam uciekłem. Nie boję się was.” . W tym celu autor posługuje się nieco zmodyfikowaną pierwszą zwrotką, w której skarży się na nieuchronnie nadchodzący koniec mimo szaleńczych wysiłków i prób ucieczki. Ponieważ (prócz refrenu) to pierwsza zwrotka najbardziej zapada w pamięć słuchacza, więc odbiorca dobrze skojarzy ją z ową nieuchronnością. Śpiewana ponownie jako ostatnia z opisaną modyfikacją musi wywołać zaskoczenie z powodu nieoczekiwanego wyjścia z tarapatów, zerknijmy więc na tekst pierwszej zwrotki:
„Rwę co tchu, naprężam wszystkie siły
lecz na próżno, koniec zawsze ten sam
otoczyli mnie znów, otoczyli
I ze śmiechem pędzą na strzał”
i ostatniej, czyli opisu nieoczekiwanego zakończenia tej nierównej konfrontacji, gry z wilkami:
„Rwę co tchu, wytężam wszystkie siły
Ale dziś koniec już nie ten sam
otoczyli mnie znów, otoczyli
Lecz tym razem to ja z nimi gram”.
Myśl przewodnia i towarzyszące jej atrybuty: a. poczucie zagrożenia, sytuacja bez wyjścia, nagonka, b. duże siły zaangażowane w tę akcję (psy, myśliwi, naganiacze, organizacja polowania), c. pozorna – jak się okazuje – słabość wilków z powodu posłuszeństwa pewnym zasadom, wyznawanym „odwiecznie przez wszystkich”, na czele ze starszymi rodu, d. zbawienne wręcz rozwiązanie, które pojawia się przy złamaniu tychże praw, d. wnioski wilka, który staje się silny tym, iż już wie, jak na przyszłość uniknąć podobnych zasadzek.
Niech wolno mi będzie dla porządku przybliżyć samą ideę i organizację polowania z fladrami. Co prawda nigdy w nim nie uczestniczyłem, ale nie sądzę, by mocno odróżniało się od tych, które znam. Otóż, po wytropieniu watahy wilków i wstępnym rozpoznaniu ich legowiska teren w przeddzień polowania otacza się sznurem z rozwieszonymi czerwonymi chorągiewkami. Tu mała uwaga – czerwień widzimy my i być może stąd wypływają nasze wnioski o jej działaniu na wilka. Wilki jako psowate postrzegają ten kolor jako szaro-bury. Nie wiemy do końca, dlaczego wilki unikają fladr. Ruch chorągiewek na wietrze? Zapach człowieka? A może ich szum, trzepot? Tylko co w przypadku pogody bezwietrznej? Również są skuteczne. Wrodzona ostrożność wilka, który nagle spostrzega, że w jego okolicy zmieniło się coś na dużą skalę? Wszędzie jest to „coś”, co oznacza, że wszędzie był człowiek. A to nie pachnie niczym dobrym, lepiej nie wyściubiać nosa. Wilk stara się unikać człowieka, jak może. Ale to działa w obie strony – jeśli np. ogrodzimy fladrami pastwisko, wilki nie będą skore do wchodzenia na jego teren. Taka ciekawostka. Tak mija noc, wilki są zmuszone do pozostania w miejscu noclegu.
Nad ranem rozpoczyna się samo polowanie. Udział biorą a. myśliwi, b. naganiacze c. psy. Myśliwi z reguły rozchodzą się na dwie strony (lewa i prawa flanka) zgodnie z numerami, widocznymi na wylosowanych kartach (stąd te numery, na które wilki są pędzone!). Niekiedy kilku myśliwych wchodzi do środka kotła, w tzw. miot, dla bezpieczeństwa naganiaczy i psów. Jeśli kocioł został zamknięty, czyli ogrodzony dookoła, zdejmuje się rano część fladr i uzupełnia lukę myśliwymi, rozstawionymi co kilkadziesiąt metrów. Na dany sygnał hałaśliwa nagonka z psami wchodzi w miot, próbując przepędzić wilki na część kotła, pozbawioną fladr, czyli na czekających myśliwych. Z reguły się udaje. Myśliwi starają się skryć, wtopić w otoczenie (u Wysockiego – za świerkami). Wilki, próbują wyjść najpierw znanymi sobie szlakami, ale napotykając rząd fladr idą z reguły bokami miotu, a kierowane fladrami poruszają się w zadanym kierunku, chcąc nie chcąc wychodząc pod lufy.
Czasem myśliwi obstawiają również linię fladr, by albo strzelać do tych osobników, które pojawią się blisko albo też do tych, które mimo wszystko będą próbowały przechodzić pod fladrami (jak podmiot liryczny Wysockiego). Czasem – to na Białorusi – zamyka się kocioł całkowicie, a myśliwi zajmują swoje numerowane pozycje wzdłuż całej linii chorągiewek. Kolejny ważny element tego wydarzenia – broń. Wysocki pisze o „trzasku dwururek”. I ma zupełną rację. Na polowaniu zbiorowym, z nagonką (ja ze starej sympatii używam tej formy, obok istniejącej – naganką) używało się do niedawna prawie wyłącznie broni śrutowej – dubeltówek, boków, rzadziej jednolufek czy odwrotnie – mieszanych trójlufek, czyli drylingów. Mimo, iż broń śrutowa może strzelać kulą (tzw. breneka), na wilki poluje się z reguły tzw. loftkami, czyli kilkoma kulkami, zamkniętymi w jednym naboju. W Polsce używanie takiej amunicji jest zabronione.
Wspomniana broń charakteryzuje się prostotą i prawie zawsze (w czasach Wysockiego raczej zawsze) ręczną obsługą przy wprowadzaniu kolejnych naboi. Po oddaniu strzałów broń trzeba przełamać, zwalniając dźwignię, czyli klucz na baskili, zazwyczaj napięte eżektory wypluwają puste łuski i wprowadza się kolejne naboje. Po co tyle szczegółów technicznych? Nie ma szczęku zamka, ryglowania zamka, klucz do baskili pracuje tak cicho, że go w ogóle nie słychać. Leciutki szczęk wydaje broń przy przełamaniu i po zamknięciu. Dociśnięcie na wszelki wypadek klucza, przesunięcie bezpiecznika i broń jest gotowa do strzału. Cicho, sprawnie, odruchowo. I to wszystko. I nie jest ważne, czy to Iż, czy Tuła, czy wyroby innych radzieckich czy obozowosocjalistycznych producentów. Sam miałem do dyspozycji niemieckiego Simsona, kaliber dwanaście, a w ZSRR Iża, też dwunastkę. Dużo cięższy. Zasada jest taka sama, kwestia kultury pracy broni i spasowania elementów.
Po wzbogaceniu wiedzy Czytelników o powyższe rozważania pozostaje mi tylko zaprosić do zapoznania się z nowym tłumaczeniem „Polowania na wilki”.
Идет охота на волков, идет охота!
Рвусь из сил и из всех сухожилий,
Но сегодня – опять, как вчера, –
Обложили меня, обложили,
Гонят весело на номера.
Из-за елей хлопочут двустволки –
Там охотники прячутся в тень.
На снегу кувыркаются волки,
Превратившись в живую мишень.
Идет охота на волков, идет охота!
На серых хищников – матерых и щенков.
Кричат загонщики, и лают псы до рвоты.
Кровь на снегу и пятна красные флажков.
Не на равных играют с волками
Егеря, но не дрогнет рука!
Оградив нам свободу флажками,
Бьют уверенно, наверняка.
Волк не может нарушить традиций.
Видно, в детстве, слепые щенки,
Мы, волчата, сосали волчицу
И всосали – «Нельзя за флажки!»
Идет охота на волков, идет охота!
На серых хищников – матерых и щенков.
Кричат загонщики, и лают псы до рвоты.
Кровь на снегу и пятна красные флажков
Наши ноги и челюсти быстры.
Почему же – вожак, дай ответ –
Мы затравленно мчимся на выстрел
И не пробуем через запрет?
Волк не должен, не может иначе!
Вот кончается время мое.
Тот, которому я предназначен,
Улыбнулся и поднял ружье.
Идет охота на волков, идет охота!
На серых хищников – матерых и щенков.
Кричат загонщики, и лают псы до рвоты.
Кровь на снегу и пятна красные флажков.
Я из повиновения вышел
За флажки – жажда жизни сильней!
Только сзади я радостно слышал
Удивленные крики людей.
Рвусь из сил, из всех сухожилий,
Но сегодня – не так, как вчера!
Обложили меня, обложили,
Но остались ни с чем егеря!
Идет охота на волков, идет охота!
На серых хищников – матерых и щенков.
Кричат загонщики, и лают псы до рвоты.
Кровь на снегу и пятна красные флажков.
Рвусь из сил, из всех сухожилий,
Но сегодня – не так, как вчера!
Обложили меня, обложили,
Но остались ни с чем егеря!
Rwę co tchu, naprężam wszystkie siły
lecz na próżno, koniec zawsze ten sam
otoczyli mnie znów, otoczyli
I ze śmiechem pędzą na strzał
Gdzieś zza drzew słychać huk wystrzałów
Tam myśliwi chowają się w cień
a na śniegu tężeją pomału
Wilki, które zmieniły się w cel
Krwawa obława trwa na wilki, trwa obława
Na szare stado, co drapieżny łączy zew
Szaleją psy, nagonki rośnie wrzawa
czerwonych trzepot fladr i krwią zbroczony śnieg
Choć nierówna to gra z wilkami
Nie drgnie strzelcom ni ręka, ni brew
ogrodzili nam wolność fladrami,
z zimną krwią biją pewnie zza drzew
Wilk nie może naruszyć tradycji!
Pewnie małe, jeszcze ślepe tak
wyssaliśmy z mlekiem wilczycy
stare prawo: „z daleka od fladr!”
Krwawa obława trwa na wilki, trwa obława
Na szare stado, co drapieżny łączy zew
Szaleją psy, nagonki rośnie wrzawa
Czerwonych trzepot fladr i krwią zbroczony śnieg
Wielu czuło nasze kły i pazury
przewodniku, czemu tak dzieje się,
czemu mkniemy ku zgubie jak szczury,
Tak bezwolnie, jak owce na rzeź?
Wilki muszą przestrzegać praw starych!
Zatem nadszedł czas śmierci mej
i ten, któremu dziś jestem pisany
Z uśmiechem już wziął mnie na cel
Krwawa obława trwa na wilki, trwa obława
Na szare stado, co drapieżny łączy zew
Szaleją psy, nagonki rośnie wrzawa
Czerwonych trzepot fladr i krwią zbroczony śnieg
Starych praw jednak pęta zerwałem –
rwę za fladry, tak bardzo chcę żyć
tylko rad w ślad za sobą słyszałem
zaskoczonych myśliwych zły krzyk
Rwę co tchu, wytężam wszystkie siły
Ale dziś koniec już nie ten sam
otoczyli mnie znów, otoczyli
Lecz tym razem to ja z nimi gram
Krwawa obława trwa na wilki, trwa obława
Na szare stado, co drapieżny łączy zew
Szaleją psy, nagonki rośnie wrzawa
Czerwonych trzepot fladr i krwią zbroczony śnieg
Rwę co tchu, wytężam wszystkie siły
Ale dziś koniec już nie ten sam
otoczyli mnie znów, otoczyli
Lecz tym razem to ja z nimi gram
tekst + przekład: