Ten mały spaniel
I Polowanie Klubowe na kaczki Klubu Polskiego Spaniela Myśliwskiego PZŁ już za nami. Przyznam szczerze, że nie mogłam doczekać się tego wydarzenia i mam odczucie, że pozostali uczestnicy naszych łowów mieli podobnie. Łowy z polskimi spanielami i tylko z nimi to było wyzwanie, które napawało nas wszystkich ekscytacją. Ostatnia sobota to był piękny chyba pod każdym względem dzień, bo dopisała nam pogoda, łowisko zaskakiwało swoim bogactwem, towarzystwo było doborowe, spaniele prawdziwie wspanielskie (jak to one), a przemili gospodarze dołożyli wszelkich starań, aby niczego nam nie brakowało.
Jak to wszystko zaczęło się i skąd wziął się ten nasz rodzimy spaniel?
Cofnijmy się do XIX wieku, a właściwie… Zaraz, zaraz… Przecież w zasadzie psy w typie spanieli są znane w Europie już od czasów starożytnych. Były wzmiankowane w dziełach średniowiecznych takich jak „Lex Baiuvariorum” datowanego na VIII wiek oraz w ustanowionych przez księcia Howella Dda i zachowanych przepisach dotyczących polowań w Walii z roku 948. Gaston de Foix (Phebus) czternastowieczny arystokrata pisał o takich psach w swoim słynnym „Livre de chasse”. Spaniele towarzyszyły nam zarówno na łowach jak i na salonach od stuleci. Były często portretowane jako ulubieńcy królów i arystokracji, a od XVII wieku, gdy pojawiła się broń palna, zrodziła się również potrzeba użytkowania psów wyspecjalizowanych w wypłaszaniu, odnajdywaniu i aporcie ustrzelonej zwierzyny, a jak wiemy, w tym spanielki są naprawdę dobre. Nikt naprawdę nie wie tak do końca, dlaczego spaniele zwą się spanielami. Teorii jest całkiem sporo, przeto spanielki uchodzą za te, które wywodzą się z Hiszpanii, w staroirlandzkim – od krzaków czy kartagińskiego określenia królika. Nie wiadomo również do końca, jakie miejsce na Ziemi jest ojczyzną wszystkich spanielków, bo choć podejrzewa się, że wywodzą się z Półwyspu Iberyjskiego, to sami Hiszpanie nazywali je perro inglés, co wskazuje na ich brytyjskie pochodzenie. Jakkolwiek do Polski trafiły właśnie z Wysp Brytyjskich m. in. za sprawą księżnej Izabelli Radziwiłłowej, która w swojej posiadłości w Mankiewiczach na Polesiu w dwudziestoleciu międzywojennym hodowała z pasją springery importowane z Anglii. Na dalekiej Syberii rozmiłowana w łowach rodzina Koziełł-Poklewskich również hodowała spaniele. Świetne użytkowe psy posiadał także na Kresach Emeryk Nowicki. Oglądając archiwalne zdjęcia te wszystkie psy w żaden sposób nie przypominają obecnie brylujących po ringach wystawowych starannie wyczesanych pięknisiów. Są za to niezwykle podobne do przedstawicieli naszej najmłodszej rodzimej rasy – polskich spanieli myśliwskich rodem z Kadzidłowa. Takie klasyczne „wycieruszki do polowania” jak mawia jeden z moich znajomych myśliwych będący również pasjonatem polskich spanieli. I te spaniele we wschodnich majątkach bywały często miksami różnych spanielskich ras – krzyżowano osobniki o doskonałych cechach przydatnych w łowisku.
Druga Wojna Światowa zmieniła wszystko. Księżna Izabella musiała opuścić swoje włości, a większość cennych psów została wraz z całym majątkiem odebrana jej przez aparatczyków nowego porządku. Spanielki przetrwały u lokalnych myśliwych do dziś, cenione i hodowane wciąż jako doskonałe psy do polowania. Takie psy spotkał prawie trzydzieści lat temu pracownik Polskiej Akademii Nauk – dr Andrzej Krzywiński, który poza nieocenioną pracą dla polskiej przyrody i zagrożonych gatunków prywatnie jest również zapalonym myśliwym, hodowcą psów myśliwskich i sędzią prób pracy. Bywając na łowach u zaprzyjaźnionych myśliwych w ZSRR został oczarowany przez tamtejsze użytkowe spaniele, które są potomkami m. in. psów księżnej Izabelli i postanowił przywrócić te psy polskim łowiskom. Darowane mu przez przyjaciół ze Wschodu psy stały się zaczątkiem hodowli i towarzyszami codziennej pracy Doktora. Śmiało możemy powiedzieć, że w ratowaniu populacji rysia czy wilka w Polsce bardzo ważną rolę odegrały jego spanielki. Bywało, że suczki stawały się troskliwymi mamkami i opiekunkami dla dzikich osesków przeróżnych gatunków. Należy dodać, że dr Andrzej Krzywiński – genialny i ceniony na całym świecie behawiorysta oraz obserwator dzikich zwierząt, spadkobierca spuścizny prof. Dybowskiego w kwestii hodowli jeleni i wielki ich znawca, przeprowadził szereg udanych introdukcji według formuły „born to be free”, którą samodzielnie opracował dla każdego z powierzonych mu zagrożonych gatunków. Naukowiec przywracał przez lata polskiej przyrodzie głuszce, rysie, bobry czy wilki – zazwyczaj w towarzystwie swoich niewielkich kudłatych spanielków. Osobiście słyszałam o tych pieskach wiele lat temu i były to niestety głosy pogardliwe, bo „na co komu takie psy”, „jakaś dziwna idée fixe”, „jest przecież tyle świetnych sprawdzonych ras użytkowych”. A potem spanielki zaczęły coraz częściej pokazywać się publicznie i coraz więcej zaczęto o nich mówić. Ton wypowiedzi zaczynał zmieniać się, zwłaszcza gdy dochodzili do głosu właściciele tych niewielkich piesków, którzy ze zdumieniem odkrywali zalety swoich podopiecznych i chwalili ich pasję do polowania.
Gdy rok temu pożegnałam mojego ostatniego ogara, wiedziałam, że potrzebuję psa niewielkiego, kompaktowego, wszechstronnego i skutecznego w łowisku o charakterze polnym. Mieszkam w środowisku miejskim i mimo bliskości terenów dzikich potrzebowałam psa, który odnajdzie się zarówno na łowach, jak również w moim niewielkim mieszkaniu w bloku. Nie ukrywam, że jestem wielką orędowniczką polskich ras. Uważam, że są niezmiernie udane zarówno pod względem urody, charakteru, jak również cech użytkowych. Kilkanaście lat przebywania na codzień z dwoma ogarami zmieniło mój obraz postrzegania świata na dobre. Choć początkowo przyglądałam się spanielkom z dystansem, podjęłam decyzję z dnia na dzień i tak mała kudłata czekoladowo-biała kuleczka stała się naszym domownikiem. Tak zaczęła się nasza wspólna piękna przygoda, ale z zewnątrz dochodziły wciąż te same krytyczne mantry, „bo na co komu takie psy”, „jakaś dziwna idée fixe”, „jest przecież tyle świetnych sprawdzonych ras użytkowych” itd. Reasumując wypowiedzi tych wszystkich krytykantów, polski spaniel myśliwski jest podobno nieudany, agresywny, niestabilny, a na dodatek zdecydowanie nierasowy.
A jak jest naprawdę?
Ostatnia sobota pokazała mi bardzo wiele, co mnie jeszcze mocniej utwierdziło w słuszności mojego wyboru i jak bardzo udaną „idée fixe” jest polski spaniel. Oto spotkało się nagle na jednym polowaniu prawie dwadzieścia spanielków płci obydwojga. Puszczone luzem w tym licznym stadzie bardzo szybko poukładały oraz wyjaśniły sobie relacje między sobą po czym nastąpiła niezwykła wprost harmonia. Obyło się bez krwi, szycia, ran szarpanych, podartych uszu i skakania sobie wzajemnie do gardeł. Tacy to właśnie agresorzy. Nasi mali podopieczni wymieniali psie uprzejmości, ponawiązywali miłości i przyjaźnie lub w przypadku antypatii unikali się, a co najważniejsze skoncentrowali się na pracy nie przeszkadzając sobie nawzajem. Większość czworonożnych uczestników polowania to psy młode, dla których to były debiutanckie łowy na kaczki, zatem obecność doświadczonych spanielków profesorów była nieocenioną wprost okazją, aby nabrać odwagi i obudzić naturalne predyspozycje naszych piesków. Mój osobisty spanielek bacznie obserwował swoją ulubioną profesorkę, która jest samorodnym talentem i dzielnie trenował aport kaczek z wody. Przy okazji dla mnie te łowy były wspaniałą okazją, aby samej nauczyć się pracy z psem jako przewodniczka płochacza i aportera oraz zdobyć zaszczytny laur… Królowej Pudlarzy. Choć poluję z moim spanielkiem już rok, to wciąż dla mnie novum po kilkunastu latach pracy z ogarami w miocie, która jest przecież zupełnie odmienna. Wciąż mam wiele pytań i nieustannie uczę się. Polowaliśmy w dwóch grupach kilkuosobowych rozstawieni na groblach, a podekscytowane spanielki nieustannie przeczesywały najbliższe otoczenie swoich myśliwych czekając na spadające z nieba kaczki. Bo przecież niesienie takiej kaczki ukochanej pani lub panu to największa spanielska radość.
Polski spaniel myśliwski jest psem zapatrzonym w swojego człowieka z predyspozycją do bycia wręcz jego cieniem. Uczy się bardzo chętnie i wręcz błyskawicznie, a jego pasja do współpracy jest większa niż on sam. Jest zawsze gotów na nową przygodę, podróż czy wspólne łowy i nie wyobraża sobie nie uczestniczyć aktywnie w życiu swojego pana lub pani. Bywa uparty, jednak wynika to często z jego nadmiernej ekscytacji. W końcu to spaniel, a ekscytacja to jego drugie imię. Gdy wybiera się na bażanty – okłada pole blisko swojego przewodnika, miewa nawet coś w rodzaju stójki, którą odziedziczył po jednym ze swoich przodków – spanielu bretońskim, który tak naprawdę jest wyżłem.
Jest zdecydowanym wielbicielem wody – chętnie pływa i bobruje, wykazuje ogromne zainteresowanie ptactwem, drobną zwierzyną oraz ma naprawdę świetnego nosa do odnajdywania upolowanego zwierza. Może śmiało spełniać się również w pracy na tropie i dochodzić postrzałków. Jest odważny – kiedy trzeba cięty, ale na codzień delikatny. Zdecydowanie jest to pies, który sam pilnuje, aby być blisko swojego człowieka, zatem nie trzeba martwić się, że zgubi się psa – on na pewno nie zgubi swojego człowieka.
W domu to piesek przytulanka, który wita z atencją gości, potrafi też zasygnalizować swoją obecność gdy słyszy hałas z korytarza, choć do hałaśliwych czworonogów raczej nie należy. Wiem, jak to brzmi, ale te peany są w pełni uzasadnione. Myślę, że pozostali myśliwi polujący z PSM potwierdzą moje spostrzeżenia – niewielki „płochacz z Polski rodem” w żaden sposób nie zasługuje na pogardę ani tak niesprawiedliwą ocenę. Mimo wciąż niewyrównanego eksterieru, co można wybaczyć rasom młodym lub rekonstruowanym jest psem wyjątkowo udanym. Niestety polska kynologia – także ta myśliwska jakąś niezrozumiałą pogardą stoi i nic nie wskazuje na to, aby mogło to zmienić się w najbliższym czasie. A przecież dla każdego jest tutaj wystarczająco dużo miejsca. Dyskusje o rasowości czy nierasowości też tak naprawdę nie mają żadnego sensu, bo gdybyśmy zaczęli analizować proces powstawania wszystkich ras to w zasadzie każda jest mieszanką różnych innych ras i genów. Wszystkie rasowe psy pierwotnie były mieszańcami. Inaczej nie osiągnęlibyśmy pożądanych cech. Gdybym miała ponownie wybrać psa – wybrałabym po raz kolejny polskiego spanielka. Tu nawet nie chodzi o patriotyzm czy slogan pt. „Polski myśliwy poluje z polskim psem”, bo uważam, że każdy wybiera sobie takiego psa, jakiego potrzebuje i jaki mu się podoba, a mamy na całe szczęście w czym wybierać. I nikomu nic do tego. Tu chodzi o coś więcej, bo ten piesek zaskakuje mnie każdego dnia swoją bystrością, potrafi rozśmieszyć do łez, wzruszyć i rozczulić. Jest przemiłym i zabawnym domownikiem o urocznym spojrzeniu. Z wszystkich sił stara się być pomocny i potrzebny. Bywa koszmarnym atencjuszem, ale robi to z takim wdziękiem, że niesposób nie uśmiechnąć się do niego. Jestem dumna, gdy widzę ogień pasji w orzechowych oczach podczas łowów, ufam jego czułym zmysłom, dzięki którym mogę powtarzać jak mantrę, że „polowanie bez psa to jak wesele bez muzyki”.
A ten mały spaniel cały czas udowadnia, że mam rację.
Dziękuję wszystkim uczestnikom i organizatorom polowania za ten wspaniały dzień!
Wykorzystałam zdjęcia autorstwa Iwony Topolskiej, Ireneusza Wasilewskiego oraz moje.
Spanielom Chwała!