Wesołych Świąt, Filantropie!

Wesołych Świąt, Filantropie!

Lubimy pomagać i większość systemów religijnych, które są ważne dla ludzkości wywyższa dobroczynność jako cnotę. Wynoszenie ludzi na ołtarze w historii świata było zazwyczaj konsekwencją ich filantropii i empatii wobec cudzego nieszczęścia. Zatem od zarania dziejów lubimy pomagać, bo radość potrzebujących cieszy nasze serca, wzrusza nas do głębi. Pomaganie uszczęśliwia nie tylko obdarowanego, ale i pomagacza. Czujemy się wtedy radośni, lżejsi i świat wokół zaczyna być bardziej kolorowy, bo to, co daliśmy innym, wraca ze zdwojoną siłą. Warto pomagać. Także dla siebie samego i to nie tylko materialnie. Dla skołatanych serc wsparcie duchowe i przyjaźń bywają nieocenione. Kiedyś pomaganie nie było tak medialne i można było co najwyżej liczyć, że wieść o cnotach pomagacza zostanie przekazana w tradycji ustnej lub spisana w jakiejś patetycznej hagiografii.

W erze zaawansowanych technologii cyfrowych jest o wiele więcej możliwości niż drzewiej bywało. Możemy nadal zrobić zakupy ubogiej rodzinie czy starszej sąsiadce. Możemy też wrzucić grosik do puszki jakiejś dobroczynnej fundacji lub zrobić przelew, aby razem z tysiącem innych dobrych dusz sfinansować koszmarnie drogą operację ciężko chorego dziecka. Możemy pomagać dzieciom, osobom starszym lub bezdomnym, zwierzakom w tarapatach – każdy znajdzie coś dla siebie i każdy cel jest szczytny.

Grunt, aby robić to z potrzeby serca i szczerze, wtedy pomoc ma jeszcze głębszy wymiar i moc. Każdy robi to jednak po swojemu i tak jedni pomagają po cichutku, lokalnie i bez zbędnego rozgłosu, inni zaś preferują działania w świetle jupiterów organizując akcje spektakularne, promując pewne postawy w mediach. Myślę, że w dzisiejszych czasach obie formy mają sens i są równie skuteczne. Gorzej, gdy pomagacze urządzają sobie publiczne wojenki domagając się nieustannej atencji, poklasku i sympatii. Bo przecież pomagają, więc z automatu powinni być lubiani, a jak ich nie lubisz, to nakręcą na Ciebie spiralę nienawiści stosując strategię „skrzywdzonego biedactwa”. Nie lubisz mnie. How dare you? 

Albo masz klasę albo nie. Tego nie da się nauczyć. Nie ma obowiązku pomagania – to wyłącznie nasza dobra wola i potrzeba serca. Nie ma również obowiązku uprawiania kultu znanych z telewizji pomagaczy czy fundacji, ponieważ to nigdy nie służy sprawie, a jedynie podbijaniu prywatnego bębenka animatorom owych zazwyczaj bardzo szczytnych i potrzebnych akcji. Filantropia wymaga pewnej klasy, bo priorytetem w niej jest zawsze pomoc potrzebującym, a nie publiczne łechtanie ego filantropa, który powinien pozostać nieco w cieniu i być ponad krytykantów lub swoich wrogów.

sejfy.pl

Gdyby myśliwi obrażali się na wszystkie nieprzychylne im osoby dookoła, to zapewne nigdy nie zaangażowaliby się w żadną akcję dobroczynną. Nie byłoby takich inicjatyw jak Darz Bór- Dasz Krew, Myśliwska Paczka, myśliwskie białe soboty, szycie maseczek i wiele, wiele innych. Jest natomiast prosta, bezinteresowna pomoc i szacunek dla każdego. Bez blasku fleszy i bez nakręcania spirali nienawiści wobec ludzi, którzy potrzebują czasu aby zrozumieć.

Wkrótce Święta, a Boże Narodzenie jest czasem, gdy nasze serca stają się bardziej świetliste i stajemy się mocniej otwarci na innych. To jest czas, gdy przypominają się nam tu i ówdzie przeróżne akcje dobroczynne. Jest mnóstwo ludzi dobrej woli i jestem spokojna – nie pozostaną obojętni na krzywdę innych, dorzucą swój grosik, podadzą pomocną dłoń. Niech im darzy w każdym aspekcie życia.

Natomiast wielkim filantropom życzę w ten świąteczny czas większego dystansu do samych siebie, pokory i zastanowienia, zanim puszczą w eter coś, co może komuś sprawić przykrość zamiast pomóc. Wesołych Świąt!

Rysunek: Monika Starowicz

Polub artykuł

Miśka Starowicz