Wilczy problem w Polsce
O sytuację z wilkami w Polsce zapytaliśmy Macieja Perzynę- lekarza weterynarii, naukowo związanego z Wydziałem Medycyny Weterynaryjnej na SGGW.
Jak w Twojej opinii wygląda kontrola populacji wilka w Polsce względem innych krajów w UE?
Hahahahahaha, Redaktor lubi zawsze pożartować…
Kontrola populacji czyli co? W Polsce jest pełen freestyle. Nikt nic nie kontroluje ani w rozumieniu rzeczowego określenia stanu populacji – liczebności, stopnia zasiedlenia kraju, bytowania w określonych siedliskach w tym zurbanizowanych. Ani, tym bardziej, nikt nie kontroluje populacji w rozumieniu aktywnego zarządzania liczebnością czy składem osobniczym lokalnych populacji. Tzn. W praktyce za wszystko odpowiada pewne znane stowarzyszenie, które literalnie „zawłaszczyło” wilka. Czerpie zyski z badań, opiniuje niemalże wszystko co z wilkiem związane. PROP nie jest przez GDOŚ nawet pytany o opinie w zakresie zarządzania wilkiem. Efekty są dość oczywiste. Każdy wilk żerujący we wsi – to brak zagrożenia i podstaw do usunięcia, podobnie każdy w mieście. Wójtowie, sołtysi i związki hodowców zwierząt wyrażające zaniepokojenie śmiałością określonych osobników czy watah – są odsyłani na Berdyczów. Każdy martwy wilk – to a priori wina myśliwych. Itd. I etc. Jak to wygląda na tle krajów europejskich? Na południe i zachód jest podobnie jak u nas – tzn. każdy wilk jest ważny, cenny i wymaga ochrony, a każdy obywatel który ma wątpliwości – ubierany jest w szaty czerwonego kapturka. Inaczej wygląda to na północy Europy – tam są regiony, gdzie priorytetem jest hodowla zwierząt gospodarskich i UE nie jest w stanie powstrzymać usuwania wilków.
Czy w kontaktach z rolnikami trafiają do Ciebie sygnały o atakach wilków na zwierzęta gospodarskie?
Trafiają z różnych miejsc Polski. Standardem jest, że każdy taki atak jest podważany, a rolnicy odbijają się od RDOŚ. Dlatego jeśli strata nie jest znaczna albo też nie wystąpiła w regionie częstego występowania strat – nikt tych strat nie zgłasza. W tutejszej, podwarszawskiej okolicy (powiat miński) na pięć przypadków zdarzeń z wilkami, które powinny trafić do rejestrów RDOŚ – króliki wyżarte z klatek pod Stanisławowem, drób zjedzony w biały dzień pod Kobylanką, pies odgryziony od budy pod Łukówcem, człowiek na spacerze z dziećmi obwarczany przez watahę żerującą na ubitej sarnie, padła krowa czekająca pod ścianą obory na odbiór przez samochód utylizacji – ogryzana przez wilki na oczach gospodarza – do informacji urzędu trafiło ZERO. Dlaczego? Bo to urząd do „ochrony środowiska”, a nie ochrony ludzi i takich danych nie zbiera. Bo w świadomości istnieje przeświadczenie, że wilków jest mało i boją się człowieka – więc każdy kto twierdzi że wilka widział albo wilk mu uczynił szkodę – jest niewiarygodny. Na pewno pijak „a jak pijak to i złodziej, bo każdy pijak to złodziej”. Żyjemy w logice z filmów Barei…
Czy w obliczu aktualnie występujących na terenie Polski wirusów ASF i wścieklizny rosnąca populacja wilka może wpłynąć na szerszy rozwój tych chorób?
W obliczu ASF – populacja wilków nie ma istotnego znaczenia. Udział dzika w diecie wilka jest znikomy i maleje znacznie wraz z nieznacznym wzrostem populacji jelenia. Wilki preferują zwierzynę płową – małe watahy sarnę, a większe jelenia. W kontekście dzika – jedynym istotnym czynnikiem śmiertelności jest odstrzał i ewentualny wybuch ASF. Co do „usuwania” padłych dzików przez wilki – też nie ma znaczenia. Tzn – wilki nie mają potencjału aby efektywnie usunąć padłe dziki gdy te giną masowo, ani by roznosić ASF na znaczne odległości. W kontekście wścieklizny robi się ciekawiej, albo groźniej. Tzn. głównym rezerwuarem w Polsce są lisy (przynajmniej póki choroba nie trafi na obszar z dużą populacją inwazyjnych szopów) i tak już pozostanie. Natomiast wilki bywają zarażane i u naszych sąsiadów od wschodu – tam każdego roku ma miejsce od kilku do kilkunastu przypadków pokąsań przez wściekłe wilki. Od dwóch lat wścieklizna występuje na Mazowszu. Czy ktoś ma przygotowaną strategię na wypadek wystąpienia wścieklizny u wilka? Wątpię. Czy społeczeństwo ma świadomość, że takie rzeczy się zdarzają? Nie ma. Nikt nie widzi potrzeby takiej edukacji. Zamiast tego Wojewoda mazowiecki edukuje „poddanych” że dla zwalczenia wścieklizny należy zaszczepić wszystkie koty (proszę sprawdzić sobie liczbę przypadków u kotów niewychodzących), należy zaniechać polowania przy użyciu psów myśliwskich – z których wszystkie są zaszczepione, a zwierzęta gospodarskie należy utrzymywać na ogrodzonych okólnikach, wszystkie „za wyjątkiem pszczoły miodnej i jedwabnika morowowego”!! SIC!! Bareja byłby dumny. Najlepsze, że wojewoda chyba sam tego nie wymyślił. Wojewódzki lekarz weterynarii mógł w tym pomóc. W każdym razie, w kontekście wścieklizny – wojewoda rozważa znaczenie jedwabników nie wilków. Wiadomo, że jedwabników jest więcej…
Do niedawna wiele osób twierdziło, że wilk unika kontaktu z ludźmi jednak nie ma aktualnie tygodnia, aby do sieci nie pojawiały nagrania z wilkami w obszarach zabudowanych. Czy ma to związek ze zmianami behawioralnymi czy ze skalą populacji?
I jedno i drugie.
Wzrost liczebności i zwiększenie zajmowanego obszaru są oczywiste. Widzimy to zarówno w postać miejsc w których występują obserwacje jak i w liczebności watah. Często znamy lokalne watahy i obserwujemy wzrost liczby osobników wchodzących w ich skład. Zmiany behawioralne też następują i również jest to proces oczywisty dla każdego biologa z otwartymi oczami. Wilk nie ma powodu by bać się człowieka, więc nie boi się. Co ma go hamować przed żerowaniem na psach, kotach czy zwierzętach gospodarskich, jeśli zabrakło lęku? I tu bardzo ważne pytanie – czy warunkowanie pokarmowe oparte na żerowaniu (na psach i kotach) w bezpośredniej bliskości człowieka jest niewidzialne dla badaczy wilków z SdNW czy ZBS w Białowieży? Jak to jest, że dojrzeli do stwierdzenia, iż nęciska dla fotografów, gdzie wilkom wykłada się mięso by mieć ładniejsze kadry do m.in. pism przyrodniczych – mogą być zagrożeniem, bo wilk kojarzy żerowanie z zapachem człowieka ale fakt, że wilk chwyta psa bawiącego się z dziećmi (np. niedawno w Cisnej) takim zagrożeniem nie jest? To jest fenomen! Profesorowie i doktorzy habilitowani odrzucają opisane naukowo sekwencje habituacji poprzedzające ataki na ludzi (temat szeroko opracowany na kojotach Canis latrans) nie dostrzegają, że nawet wielbiony przez nich Yellowstone ostrzeliwuje od wielu lat wilki paintballem, gumowymi kulami i gazem pieprzowym w sytuacjach dużo mniej niepokojących, niż te które występują w polskich wsiach i miastach. Ogromna jest moc BIASu…
Czyli można przyjąć, że wilki podchodzące pod gospodarstwa lub osady nie są zjawiskiem naturalnym wynikającym z ich typowej biologii? Czy zatem tego typu zdarzenia nie powinny być minimalizowane przez organy państwowe poprzez odłowy bądź odstrzały redukcyjne?
Paradoksalnie – wobec braku bodźców awersyjnych od kilku pokoleń, wobec braku krajobrazu strachu (angl. fear landscape) w pobliżu zabudowań ludzkich – takie zachowanie jest całkowicie zgodne z biologią tego inteligentnego oportunisty. Oczywistym jest, że będzie testował możliwość łatwego żerowania przy budynkach. Oczywistym jest, że będzie wyciągał wnioski ze swoich doświadczeń. Wedle schematu:
Można owcę na pastwisku? Można! To Czemu nie.
Można psa na ulicy wsi – można! No to czemu nie.
To spróbujmy psa na ogrodzonym podwórku – też nic się nie dzieje.
To kolejnego, następnego, aż do dnia gdy na podwórku nie ma psa…
Chyba wiem do czego zmierzasz. Niedawno media obiegła informacja o znalezieniu częściowo zjedzonych zwłokach ludzkich, ze śladami charakterystycznymi dla wilków. Czy gdyby te przypuszczenia potwierdziły się, okoliczni mieszkańcy powinni zacząć obawiać się?
Okoliczni mieszkańcy już nie są bezpieczni. Debata publiczna zamyka się w temacie czy to wilki czy nie. Tymczasem coś Pana Józefa zaatakowało i zjadło! Cechy ciała, powstałe ante mortem ślady po kłach, rozkład i sposób fragmentacji odzieży, czy na koniec charakter ubytków tkanek jednoznacznie nakazuje odrzucić teorię o pierwotnym zgonie i wtórnym żerowaniu drapieżników na zwłokach. Coś go rozszarpało i zjadło. Trudno powiedzieć co jest większym zagrożeniem dla bezpieczeństwa mieszkańców – to „coś”, które nadal tam jest, czy fakt, że organy Państwa odpowiedzialne za zapewnienie bezpieczeństwa zbagatelizowały sprawę i starają się „zamieść ją pod dywan”. Przekazałem pismo w tym zakresie na ręce osób odpowiedzialnych za nadzór nad zdarzeniami. Obawiam się, że bez motywacji ze strony opinii publicznej (czyt. mediów) – reakcja będzie znikoma. Zastanawia mnie natomiast, dlaczego pomijany jest wpływ tak bliskich i dramatycznych kontaktów z drapieżnikami na psychikę ludzi z dotkniętej tym zdarzeniem społeczności? Dzisiaj, kiedy tak wiele mówimy o PTSD i depresjach?
Czyli wilk stanowi realne zagrożenie dla człowieka?
Oczywiście, a stopień tego zagrożenia wynika wprost z tego jak kształtujemy relacje człowiek-wilk. Im więcej pozwalamy wilkom tym więcej one czynią. W tym miejscu, 90-kilka procent czytelników powie – no tak, ale szanse ataku wilka na człowieka są bardzo małe, dużo mniejsze niż ataku psa, czy potrącenia przez samochód. To oczywiście prawda. Chciałbym jednak wskazać na dwa bardzo istotne aspekty tego zagadnienia. Jeden – to bardzo małe szanse na atak przez wilka, są kilka rzędów wielkości większe dla osób żyjących w lokalnych społecznościach, w których zwierzęta domowe czy gospodarskie stanowią dla wilków źródło pożywienia. Są za to o kilka rzędów wielkości mniejsze dla osób mieszkających w blokach na zamkniętych osiedlach. To jedna sprawa. Druga nie mniej istotna – to pytanie czy statystyka uzasadnia brak podejmowania działań? Jeśli jakieś przestępstwo występuje rzadko – czy to przesłanka by go nie ściągać? Jeśli szansa na wypadek w windzie jest znikoma – czy to argument by zrezygnować z nadzoru technicznego nad dźwigami? Ataki na ludzi są relatywnie rzadkie, ale są też zapobiegalne (angl. preventable). Ataki te stanowią przeważnie kulminację zachowań wilków, które same w sobie są nieakceptowalne i powinny wywołać wcześniejszą reakcję. Z pięciu ataków wilków na ludzi w Polsce w 2018 roku, KAŻDEMU można było zapobiec, gdyby odpowiednie urzędy nie zbagatelizowały pism obywateli. Te pisma napływały do urzędów przez kilka miesięcy poprzedzających zdarzenia. Dlaczego tylko jedna pani złożyła pozew i to tylko o 100 tys. pln jest dla mnie zagadką. Wygląda jednak na to, że niedobór takich roszczeń konserwuje stan w którym zagrożenie i obawy osób stykających się z wilkiem są bagatelizowane.
Jak się powinni zachowywać zwykli mieszkańcy w kontaktach z wilkiem?
Trudne pytanie. Zależy od mieszkańca, zależy od okoliczności i zależy od wilka. Jeżeli kontaktem określimy obserwację – warto tą obserwację prowadzić z bezpiecznego dystansu. Jeżeli dystans jest zbyt bliski – warto „dać o tym znać” wilkowi robiąc hałas. Jeśli wilk nie ucieka –możliwe że mamy problem. I w sumie to jest najważniejsze – czyli jak się zachować w razie ataku. Nikt o tym nie mówi, będę pierwszy.
Mamy przynajmniej cztery różne rodzaje ataków w wykonaniu wilków. Ataki drapieżnicze, czyli takie, kiedy człowiek jest identyfikowany jako pokarm. Ataki rozpoznawcze wynikające z zaciekawienia i prowadzące do ugryzienia osoby nieruchomej, np. śpiącej. Mamy pogryzienia ludzi związane z atakiem na zwierzę domowe/gospodarskie, gdy człowiek próbuje obronić zwierzę atakowane przez wilka. Na koniec, mamy ataki przez wilki w szałowej fazie wścieklizny.
Ataki drapieżnicze, zarówno historycznie jak i współcześnie, dotyczą w zdecydowanej większości dzieci. To jest przeważnie szok, ale liczba zabijanych w ten sposób dzieci może sięgać kilkuset rocznie w skali świata. Zarówno w Ameryce Północnej, Indiach, Iranie, Rosji, czy Europie – ataki te, jakkolwiek kontrowersyjnie może to zabrzmieć, przypominają w swoje strukturze atak lisa na drób żerujący w obejściu. Drapieżnik wyczekuje w ukryciu sposobnego momentu, chwyta obiekt łowów i ucieka. Często nie zabija od razu, ale może szybko przemieszczać się na duże odległości. Warto po prostu o tym pamiętać i w miejscach bytowania wilków trzymać pociechy na oku. Doświadczenie świadków takich zdarzeń uczy, że szybka i głośna reakcja może uratować dziecko, przy czym wilki o zawansowanej habituacji mogą dalej atakować dorosłego (dwa odrębne przypadki z USA). Jednocześnie dwa dobrze opisane przypadki ataków (Kanada i Alaska) zakończonych pożarciem człowieka, dotyczyły osób dorosłych o udokumentowanej fascynacji przyrodą i domniemanym braku świadomości, jakie zagrożenie wilki mogą stanowić. W odległości około kilometra od zabudowań zostały one zaatakowane – w jednym przypadku przez pokarmowo uwarunkowaną watahę o historii wcześniejszego „testowania” ludzi, w drugim przez dzikie, zdrowe, nie obserwowane z bliska wilki.
W skrócie, zasady bezpieczeństwa są proste, należy unikać bliskich interakcji z wilkami, w miejscach ich bytowania pozostawać w bardziej licznych grupach (to ma generalne znaczenie ochronne, także w przypadku ataków psów czy niedźwiedzi), a w razie ataku przełamać impuls ucieczki i zachować kontakt wzrokowy z drapieżnikiem, wykorzystać wszelkie przedmioty które mogą stanowić broń, stworzyć wrażenie groźnego i de facto być groźnym. Zdeterminowany człowiek jest w stanie odgonić, a nawet zabić pojedynczego wilka gołymi rękami. Oczywiście lepiej coś w tych rękach mieć..
Ataki na ludzi broniących atakowanego bydła, owiec czy psów są relatywnie częste i dotyczą przeważnie mężczyzn. Mało osób wie, ale zgodnie z polską ustawą o ochronie zwierząt, w obronie swoich zwierząt można wilka zaatakować, a nawet zabić. Kwestia osobistej motywacji i ewentualnego tłumaczenia się potem z tego, że nie jest się wielbłądem…
Ataki zwierząt wściekłych – są mniej przewidywalne. Często dotyczą ataku na wiele osób równocześnie, bądź w krótkich odstępach czasu. W licznych przypadkach dopiero zabicie atakującego wilka przynosiło kres ataku. Na Białorusi czy Ukrainie to coś normalnego i historie o wściekłych wilkach kolektywnie zabitych przez ludzi na przystanku autobusowym, albo wspólnym wysiłkiem małżeństwa są normalnym doniesieniem prasowym. Wydaje się, że dla współczesnego pokolenia Polaków, zwłaszcza miejskiego, te aspekty biologii wilka to Science Fiction.
Z praktycznych rozwiązań zwiększających bezpieczeństwo – polecam tzw. gaśnice pieprzowe. Bez względu na gatunek stanowiący zagrożenie – dają one możliwość obrony, są legalnie dostępne dla każdego obywatela, nie działają letalnie. Forma żelowa jest droższa, ale zabezpiecza częściowo przed wpływem wiatru.
Kończąc ten temat – wiele osób zwraca się do mnie z informacjami dotyczącymi wilków. Zachęcam do takiego kontaktu i przekazywania informacji o niepokojących zdarzeniach z udziałem tych i innych zwierząt dzikich. Bardzo istotne jest aby, o ile to możliwe, przypadki takich zachowań dokumentować wizualnie. Kontakt ze mną można uzyskać za pośrednictwem mediów społecznościowych bądź mailowo maciej_perzyna@sggw.edu.pl
Warto wyjść z wirtualnej rzeczywistości i dostrzec zjawiska przyrodnicze takimi, jakimi one są. Sprawy wilcze wymagają publicznej debaty. Warto aby opierała się ona na faktach, nie emocjach. Znaczna ilość tych faktów umyka uwadze głównego nurtu.
Dziękuję za rozmowę.