Wojna na Ukrainie podobna do wojny na Kaukazie…
Strategia rozpoczęcia działań zbrojnych Rosji na Ukrainie jest bardzo zastanawiająca. Scenariusz nieco podobny do najazdu na Czeczenię w 1994 roku, kiedy to tylko podczas sylwestrowej nocy w Groznym Rosjanie stracili 170 czołgów i pojazdów pancernych. Warto dodać, iż wówczas szturm Groznego był poprzedzony nalotami i ostrzałem artyleryjskim. Wspólnym mianownikiem obydwu działań było puszczenie techniki bez wsparcia piechoty, który na podstawie doświadczeń z innych konfliktów zbrojnych kończy się zawsze tak samo.
W przeciwieństwie do wyposażenia Czeczenów armia ukraińska posiada dość duże siły i środki do obrony miast przed atakiem zarówno z ziemi, jak i z powietrza. Wystarczy przypomnieć, że baterię przeciwlotniczą w Groznym stanowiły wielkokalibrowe karabiny DKZK 14,5mm i to w ilościach śladowych, a mimo to skutecznie odstraszały śmigłowce. Historia zweryfikowała, że nawet jednorazowy ręczny granatnik przeciwpancernym RPG-18 “Mucha” potrafi w mieście unieszkodliwić dobrze opancerzony czołg T-80.
Kolejnym wspólnym mianownikiem w obecnym konflikcie może być polowanie na prezydenta Ukrainy. Zwierzchnik sił zbrojnych cieszący się poważaniem i zaufaniem narodu odgrywa bardzo istotną rolę, ponieważ dba o wysokie morale wojskowe, które szczególnie w przypadku wojny partyzanckiej mogą okazać się kluczowe. Dżochar Dudajew w okresie swojej prezydentury urósł niemalże do rangi świętego i jeszcze po jego zabójstwie starano się ukrywać informację o jego śmierci, aby podtrzymywać iskrę bojowego ducha wśród Czeczenów. To tyle podobieństw do konfliktu na Kaukazie.
Konflikt zbrojny na Ukrainie wkroczył zupełnie w inny wymiar, który może być zaskoczeniem zarówno dla jednej, jak i drugiej strony. Sama geneza ataku jest dość mało uzasadniona. Ukraina jest niepodległym państwem na dodatek jest połączona z Rosją tym samym wyznaniem. Notabene Kijów jest kolebką wschodniego chrześcijaństwa. Niewykluczone, że niektórzy rosyjscy żołnierze mogą mieć rodziny i przyjaciół po stronie ukraińskiej. W samej Rosji nie wybuchają bloki mieszkalne i nie dochodzi do aktów terroru, które mogłyby stanowić pretekst do rozpoczęcia wojny. Nic więc dziwnego, że taktyka blitzkriegu może po prostu się nie sprawdzić. Oglądając relacje przedstawiane z pierwszej linii frontu widać brak przekonania do walki samych żołnierzy rosyjskich. Oczywiście jak to żołnierze. Muszą wykonywać rozkazy, jednak każdy jest tylko człowiekiem, a rany po wojnie na Kaukazie jeszcze dobrze nie zabliźniły się.
Przykre jest to, że skutki i koszty tego konfliktu są łatwe do oszacowania szczególnie dla wysokiej rangi dowódców. Wydając rozkaz ataku na Ukrainę nie da się więc uciec od odpowiedzialności za życie swoich żołnierzy, jak również postronne ofiary. Aktualny bilans strat musi być niepokojący, a dalsza intensyfikacja konfliktu zakrawa o zbrodnię na własnym narodzie. A przecież w wojnie bierze udział dużo ludzi, którzy niedawno byli jednym narodem…
Chronologia wszystkich agresji zbrojnych ostatnich lat w zasadzie wygląda tak samo. Okupacja, obrona i czyjaś porażka, która wywołuje zawsze negatywne skutki dla wszystkich. Nie ma wojny bez ofiar i zniszczenia gospodarki. Nie ma również wojen, w której nie giną niewinni ludzie i w której nie dochodzi do zbrodni i aktów terroru. Aż dziw bierze, że po tylu wojennych doświadczeniach z przełomu XX- XXI wieku, ktokolwiek podejmuje się rozwiązywania sporów w tak prymitywny sposób.
Mam nadzieję, że zjednoczony Zachód zdąży zatrzymać walki na Ukrainie, zanim konflikt zbrojny obejmie cały kraj. Wojna, to przede wszystkim cierpienie cywilów, stąd światowi przywódcy powinni dążyć do powstrzymania agresji w drodze dyplomacji, a ta jakby aktualnie zeszła na dalszy plan. Czyżby wśród zachodnich przywódców chociażby w Niemczech, którzy jeszcze do niedawna negocjowali uruchomienie Nord Stream 2 brakuje teraz odważnych, żeby usiąść do stołu z władzami Rosji i wynegocjować warunki pokoju na Ukrainie?